– A co się mam taić? Ja i do pani dobrodziejki mam żal i to może największy, bo taki, jak jej dom daje ton całej okolicy. Pani go łaskawie przyjmuje, drudzy łapać gotowi, a ja tego trutnia, daję pani słowo, wyparuję stąd.
– Zdaje mi się, że pan tego nie dokażesz – spokojnie poczęła pani Benigna. – Krwi sobie daremnie napsujesz tylko – jemu nie zrobisz nic, mnie zaś przykrość.
– O! Że nie daruję mu, to nie daruję – kończył zapalczywie Górnicki. – I zdemaskuję go i przekonam państwo, jakich wy tu ludzi oburącz przyjmujecie...
– Skądże wiesz o nim – że go zdemaskować możesz?
– Skąd? Oto znać ptaszka po cholewach! Ho! Ho! Uczciwy człek znajdzie koło domu robotę, poszlakowany tylko jedzie daleko, gdzie o nim nie było słychu, po wtóre, znam ja się na ludziach... Układny człeczek! Lisia natura... Ja mu z twarzy czytam, co to za ptasio... Zobaczycie państwo! Zobaczycie... Prześladować go będę, nękać... mścić się, aż go stąd wygryzę i pójdzie jak niepyszny tam, skąd go tu licho przyniosło.
Pani Pstrokońska zarumieniła się aż z gniewu, którego powstrzymać nie mogła – nie ...