Sześćdziesiąty szósty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego "Sprawa kryminalna".
Siostra rzuciła mu się na szyję.
– Nie omyliły mnie uszy? Bracie...
– Co? Co? Ja nic nie mówiłem! Ja się dziwuję tylko i śmieję, że wy, tak odważne, przyprowadzone do rozpaczy, środków sobie znaleźć nie umiecie... Trzy baby i bernardyn... dalipan – wstyd i hańba!
Benigna chciała jeszcze go o coś spytać – prezes rękami strzepnął...
– Ja nic nie wiem, ja o niczem wiedzieć nie mogę i nie chcę, ale gdybyście mnie oszukały, zwiodły... i coś okropnego zmalowały... wiesz, asińdźka... – szepnął cichuteńko – może bym się już i nie gniewał... tylko dla oka...
Benigna uściskała go jeszcze raz i jak strzała biegła ku drzwiom. Prezes ją powstrzymał w pędzie.
– Stój! Na Boga żywego! – zawołał. – Proszę pamiętać, że asińdźka bierzesz wszystko na swój własny koncept, odpowiedzialność, rozum, zręczność... a ja... o bożym świecie nie wiem... Nie wiem! Ja nie wiem!
I rzucił się na sofę, osłaniając twarz rękami.
Pędem wybiegłszy z pokoju brata, nie ochłonęła ciotka Benigna, aż gdy się znalazła w swoje...