Urodził się w 1939 roku w Stanisławowie na terenie dzisiejszej Ukrainy. Stamtąd z rodziną trafił na Ziemie Odzyskane.
– Kiedy tu przyjechaliśmy po wojnie, UB posadziło mojego ojca na Kleczkowskiej we Wrocławiu. Wrócił po trzech miesiącach. Mama musiała sprzedać jałówkę, żeby przetrwać i wyżywić naszą gromadkę – wspomina Pysz.
Potem zrobili go wójtem gminy, burmistrzem w Lubomierzu, jeszcze później we Lwówku. W 1953 r. Leopold stracił matkę, którą zabił UB-owiec. Dlaczego? Przez przypadek, dla postrachu, dla żartu. Odtąd ojciec sam wychowywał jego i pięcioro rodzeństwa. Miał wtedy 14 lat.
Z Pysza nic nie będzie
– Skończyłem Państwowe Liceum Felczerskie w Kłodzku. Potem miesiąc wakacji, a 1 sierpnia 1957 roku zacząłem pracę w pogotowiu ratunkowym we Lwówku. Wsadzili mnie w karetkę i nikogo nie obchodziło, co robię. A zaledwie miesiąc wcześniej skończyłem osiemnaście lat. Mnie się nawet nie marzyło, że będę kogoś leczył. Byłem gówniarz, ale wiedziałem, że jak coś przegapię to zaszkodzę człowiekowi – mówi Leopold Pysz.
W dzieciństwie był ministrantem i chciał zostać księdzem. Albo marynarzem. Zdawał nawe...