Kilka tygodni temu pisaliśmy o sołtysie Obierwi na Kurpiach. Kiedy opowiadał nam o swojej karierze zawodowej i służbie w policji, padło zdanie o jego żonie. Dygresja dotyczyła palm wielkanocnych, więc kiedy pojawiła się informacja o podnoszeniu ciężarów, sądziłam, że się przesłyszałam. Tymczasem to prawda. Dlatego nie odmówiliśmy sobie rozmowy z Justyną Niedzwiecką.
Kucharka za ladą
Od urodzenia mieszkała
we wsi Kurpiewskie.
W połowie podstawówki
jej rodzina przeniosła się
do Obierwi. Chodziło jej
po głowie fryzjerstwo, ale
zagapiła się i przeoczyła
termin składania dokumentów,
a w salonach fryzjerskich
w Ostrołęce nie
znalazło się już ani jedno
miejsce na praktyki. Ze
szkół została jej gastronomiczna.
– Strasznie nie lubiłam tej szkoły, ale zostałam kucharką. Po szkole znalazłam pracę w warzywniaku. Pozwoliła mi zarobić na wieczorową Szkołę Ogólnorolniczą w Lelisie. Zdałam tam maturę. Z zawodu jestem więc też rolniczką – opowiada Justyna.
Wtedy znała już Roberta. Znali się od szkoły podstawowej. Ona śpiewała w chórze kościelnym, on był ministrantem. Mijali się przed kościołem. I zaiskrzył...