Wśród tego pochwał koncertu śmiało panna Felicya i panny Orzymowskie głos zabierały, dziwny tylko kontrast stanowiły milcząca Leokadya i ciocia Wychlińska.
– A siostra co o nim myśli? – spytała panna Benigna.
– Ja? Ja nie zwykłam tak z pierwszego sądzić wrażenia... Czekam z mojem zdaniem, abyśmy go lepiej poznały...
– Nie podobał ci się?
– A! Nie! Ale, cóż chcesz... ledwiem go widziała – zwróciła się do Leokadyi ciotka i zobaczyła ją dziwnie zarumienioną, a w oczach mającą jakby łzy, co ją niezmiernie zdziwiło. Pocałowała ją w czoło.
– No, a ty, moje dziecko? Nie podobał ci się?
– Owszem, bardzo! – odpowiedziała cicho siostrzenica.
– A jednak słowa do niego nie przemówiłaś.
– Bom go słuchać wolała! – szepnęła Leokadya.
W parę dni potem już gospodyni, trochę się niecierpliwiąc, chciała prosić na obiad sąsiada, gdy Sochaczewski dał znać, że go pono w domu nie było. Odłożono więc to do powrotu...
W ten sposób przybysz nowy, który nikogo znajomego w okolicy nie miał, zyskawszy sobie pochlebną opinię u pani Pstrokońskiej, której dom był wyrocznią dla sąsiadów – wkrótce zaczął być bardzo poszukiwa...