– Słyszę tu od wszystkich – rzekł – że pan dobrodziej masz żal do mnie o ubieżenie go do dzierżawy. Chcę się więc wytłumaczyć panu, żem o nią na licytacyi konkurował, podstępnych kroków nie czynił żadnych i nie zabiegał. Niesłuszną by była do mnie pretensya.
– A tak! Tak! piękne to są słowa – zakrzyczał, czerwieniąc się Górnicki. – To to po szlachecku, po obywatelsku starać się o dzierżawę, na której ktoś inny dwanaście lat siedział?
– Aleś pan z niej wyszedł!
– Wyszedł! Tak! Byliby mi ją musieli dać i taniej, gdyby się nikt nie zgłosił. Jać dobrze to wiem, że prawnie nie mam panu nic do zarzucenia, ale że mu tego ani nie zapomnę póki życia, ani daruję – na to się klnę słowem szlacheckiem.
– Będzie to niesprawiedliwem – rzekł Żymiński.
– Nazywaj to sobie, jak chcesz! Jam tu osiadły od wieku, jam tutejszy, waćpan obcy, nieproszony, niedziękowany włazisz nam tu w obywatelstwo i wypychasz, odbierasz od gęby chleba kawał. Zobaczymy, jak tu będzie – zobaczymy. My się tu trzymamy za ręce. Niewygodnie będzie asindziejowi, ale jak sobie kto pościele, tak się wyśpi.
Rozmowa dłuższa z rozjątrzon...
Dwudziesty drugi odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.