Trzydziesty drugi odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.
– A tak! W późną jesień z mojemi nogami, w taką drogę, co sobie kapitanie myślisz!
Na tym się skończyło pierwszego dnia, ale na drugi prezes, przenocowawszy z tą myślą, sam zaczepił kapitana:
– Kto wie, może by ten figiel dał się wykonać. Tylko że ja taki się zrobiłem do jazdy ciężki! A te noclegi! Te popasy! A groble, a mosty...
– Ale ja bym jako kwatermistrz jechał przodem – podchwycił kapitan. – A ojca Serafina dla skrócenia drogi z talią kart wsadzilibyśmy do landary i tak byś pan prezes ani się spostrzegł, jakbyśmy w Borkach stanęli...
– Dobrze to gadać, panie kapitanie – rozśmiał się prezes. – Stary wojskowy, człowiek krzepki i zdrów, u mnie te reumatyzmy męczą.
– Na nie nie ma lepszego lekarstwa, jak dobrze się w drodze przetrzęść – dodał kapitan.
– Końskie to lekarstwo – szepnął prezes...
Aż znowu w dni parę stary Boromiński wrócił do figla obmyślonego przez kapitana. Ten, widząc, że tu tylko może brak trochę energiczniejszego pobudzenia, a czuj...