Trzydziesty szósty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.
Matija poleciał, ale Boruch jakoś się na rozkaz nie spieszył. Teraz już dawny pan nie miał tu żadnego wpływu i władzy. Po dosyć długiem wyczekiwaniu ukazał się wreszcie, skłonił z lekka, ręki nie wyjmując z kieszeni, i zdala stojąc, z fajki pykał.
– Mój Boruch, proszę cię – zawołał Górnicki – gdzież wasz ten przybłęda? W domu?
– Kto? Kto? – zapytał Żyd zimno.
– No, do stu... dzierżawca.
Arendarz ramionami wzruszył.
– Nie ma go w domu.
– A dokądże wyjechał?
– Dokąd? – powtórzył Boruch. – On się przecież mnie nie potrzebował meldować. Wyjechał – to wyjechał. Mnie co do tego? A chce pan może wiedzieć, jak wyjechał? Cztery konie, bryka na resorach, furman i lokaj – i pojechali gościńcem... ot... tam...
Wskazał ręką ku Warszawie, skłonił się znowu od niechcenia i poprawiając fajkę, ponieważ zaczynało coś kropić, wszedł nazad do gospody.
Górnicki z towarzyszem popatrzyli sobie w oczy. Pan Symforyan począł kląć... uderzył woźnicę w...