Jakkolwiek głównym działaczem w całej tej sprawie dla pana rejestratora była chęć popisania się przebiegłością swoją, nie mogło mu być obojętnem i to, że przecie prezes za wyjawienie takiej tajemnicy powinien mu być wdzięczen i wdzięczności swej dowieść czynem. I to coś znaczyło.
Nie przypuszczał na chwilę, ażeby się mógł omylić i darmo tylko rzucić popłoch i niepokój...
Wahał się wszakże. A dochodząc do drzwi pałacu, powiedział sobie, że rozum każe póty nie krzyczeć, dopóki się złodzieja za kark nie złapie.
– Toć zawsze czas – powiedział sobie. – Trzeba wprzódy dojść, w jakiej on jamie siedzi...
Wprowadził go Demko do pokoju prezesa, który śmiejąc się, przeciwko niemu szedł.
– Wszelki duch pana Boga chwali! – zawołał prezes. – Co ty tu robisz, Małejko? Czy cię tu burza przyniosła?
– Ach! Ach! – kłaniając się nisko, ozwał się wesoły pisarz. – Istotnie burza, bo ja tu miałem siostrę... Zechciał pan*, interes familijny... Musiałem prosić o urlop i bić się po takich drogach... Ale powrócę prędko...
– Siadajże... Jak ci się tu podoba?
Wzruszył ramionami pisarz.
– Zechciał pan preze...