Czterdziesty piąty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.
– Wiesz już tedy wszystko – mówiła Wychlińska, nie opuszczaj Leokadyi – ratuj nas...
Daniel obawiając się być poznanym przez prezesa, uciekł do Warszawy. Mam jego adres... Leokadya usycha i rozpacza... Co poczniemy?
Długo zamyślona siedziała nie odpowiadając wcale pani Benigna, podniosła twarz zalaną łzami, które otarła prędko i jakby nie zważając na siostrę, żywo, odrzucając włosy, zaczęła się po pokoju przechadzać... Znać było, że szukała w sumieniu i myślach drogi do wyjścia z tego zawikłania.
– Moja droga siostro – odezwała się w końcu, obracając do Wychlińskiej – położenie okropne, prezes uparty... a tu dziecko umiera... i kto wie, co się z nim dzieje. Niech brat robi ze mną co chce – nie mogę się temu oprzeć bym Leokadyi nie ratowała. Mam to przekonanie, że gdy ślub wezmą, gdy rzeczy będą nieodwołalne... prezes nagniewa się ale przebaczy...
Wpędziliście mie w przykre położenie to prawda, ale jakże się tu mam oprzeć. Wszyscyście winni. – On, prezes, ty, najmniej biedn...