Nie było wyjścia i sposobu rozwiązania postawionego dylematu... Jemu samemu było to nie na rękę, bo mu się i wyjeżdżać nie bardzo chciało, i mniej jeszcze zrywać z siostrą.
Służący otworzył drzwi i odezwał się spokojnym głosem:
– Pani prosi do stołu!
Stary się odwrócił.
– Bardzo dziękuję, na obiad nie przyjdę.
Drzwi się zamknęły. Po małym przestanku ojciec Serafin zapytał:
– Czy jegomość dziś suszy?
– Daj ty mi pokój ze swemi żartami! – ofuknął go prezes...
Sługa powtórnie otworzył drzwi.
– Pani pyta, w którym pokoju nakryć dla pana prezesa i ojca Serafina.
– W pierwszym – podchwycił ksiądz...
Prezes zmilczał... Obiad wkrótce podano na dwie osoby w pierwszym pokoju. Zasiadł do niego stary, dąsając się i zrazu serwetę na talerzu położył, jakby nic jeść nie miał, ale zupa mu zapachniała, a słabość zawsze czuł do dobrej polewki. Ręką wskazał, aby mu jej dano. Jadł potem cały obiad w milczeniu, w pół obiadu kieliszek wina sobie i ojcu Serafinowi nalał, po wychyleniu go – drugi. Ale milczał ciągle uparcie i wzdychał...
Już było po pieczystem, gdy jakby mimowolnie wyrwało mu się pytanie.
–...