Stało się jak rozkazał, wola się jego spełniła, a sam on był uciśnięty nią i bolał... Miłość własna nie dozwalała się już cofnąć, ani zawrócić...
Gdy odmawiając pacierze i wzdychając, prezes chodził po swoim pokoju, a Leokadya zmuszoną była przez ciotki pójść na spoczynek, dwie siostry zeszły się z sobą na ostatnią naradę. Wychlińska płakała.
– Co my teraz poczniemy? – wołała, unosząc się... A, to biedne dziecko!
– Inaczej postąpić nie było podobna – odezwała się Benigna – ja brata znam, walki z nim prowadzić nie można, ustąpić mu chwilowo najrozumniej. On sam później cofnąć się musi, ale zdaje mi się – dodała – że sprawę Leokadyi inaczej przyjdzie poprowadzić. Zostawcie to mnie. Niech to będzie moją tajemnicą, bądźcie dobrej myśli... Jedźcie i ufajcie, że stara Benigna was nie opuści. – Unikać trzeba nawet wspomnienia tego, co tu zaszło... niech wszystko wraca do dawnego porządku... Powtarzam wam, że ja będę pamiętać o tym, że mi to na sercu leży, i że nie zasnę spokojnie, póki Leokadyi za mąż nie wydam – za Daniela...
– A! To by był cud! zawołała Wychlińska. – Stare czarownic...