podlaskie
Zaczęła jeździć konno, jak większość z nas, w czasie wakacji u dziadków. Pierwsze kontakty z końmi miała u wujka, który mieszka obok jej dziadków na wsi. Tam wspólnie z jego córką chodziły na łąki spędzać z nimi czas. Obie to uwielbiały. W niedzielę wujek oprowadzał je na koniach po łące. Gdy były starsze, wujek wieczorami pozwalał im siodłać i jeździć na jednej "sportowej" klaczy, ponieważ reszta jego koni to zimnokrwiste. Jeździły tak po łące obok stajni.
– Odprowadzałyśmy Lawendę tak, że jedna z nas wsiadała i kłusem wracała do stajni. Tak nauczyłam się anglezować. Podczas ostatnich wakacji, które spędzałam u dziadków, wujek pozwolił nam pojechać w teren. Byłyśmy z siebie dumne. Chciałam, aby ktoś inny ocenił, czy coś potrafię. W taki sposób trafiłam do Ośrodka Rehabilitacji w Kisielnicy pod oko Romualda Wojtkowskiego. Tam już po miesiącu pojechałam na swoje pierwsze zawody. Byłam pełna obaw, ponieważ ćwiczyłam tylko przez miesiąc. Jednak miałam bardzo dobre wyniki. Wróciłam zachwycona – mówi Karolina Karwowska.
Jeździectwo było jej pisane
W barwach ośrodka z Kisielnicy startowała n...