– To jest obora zbudowana w drugiej połowie lat 70. – oprowadza nas po budynku Andrzej Rutkowski. – Początkowo był tu jeden rząd legowisk. W 2005 roku dostawiłem drugi. W ten sposób liczba stanowisk zwiększyła się do 27. I to jest wszystko na co pozwala ten budynek. Gdy doszedłem do pełnego pogłowia, zacząłem zastanawiać się jak poprawić warunki pracy np. żywienie. Pierwszym pomysłem był zakup wozu paszowego. Nawet przyjechał do gospodarstwa przedstawiciel jednej z firm, który wykonał pomiary w oborze i stwierdził, że może mi zaoferować maszynę, która mimo wąskiego, niespełna 2,5-metrowego stołu paszowego i nisko zawieszonego stropu będzie w stanie tutaj pracować. Jednak wraz z paszowozem musiałbym dokupić dodatkowy ciągnik. Niestety, taki zestaw powodowałby hałas, dym, no i zanieczyszczenie paszy ziemią, która byłaby przywożona do obory na kołach. Przy paszowozie dochodzi też konieczność otwierania wrót, co naraża zwierzęta zimą na nagłe zmiany temperatury. Tego wszystkiego chciałem uniknąć. A że w międzyczasie przeczytałem w gazecie artykuł o automatycznym systemie żywienia krów i obejrzałem kilka filmów w internecie, zainteresowałem się takim rozwiązaniem. Zaporowa była ...
StoryEditorWiadomości rolnicze
Koniec z ręcznym karmieniem krów. W tej uwięziówce paszę zadaje robot
– Długo musiałem czekać na tego robota, bo aż trzy lata. Ale było warto, bo jest to urządzenie, które odciążyło mnie od ciężkiej fizycznej pracy. Nie muszę już dowozić do obory kiszonki z kukurydzy, wysłodków czy sianokiszonki. Nie muszę rozwijać bel i rozprowadzać paszy między stanowiskami. Odszedł też obowiązek rozsypywania z ręki dodatków treściwych dla wybranych sztuk – mówi Andrzej Rutkowski, hodowca bydła mlecznego ze wsi Zembrzus Wielki (pow. przasnyski).