lubelskie
– Po pierwszym roku studiów zdecydowałem, że zamiast zajmować się dalej sportem wspomogę mamę w prowadzeniu gospodarstwa. Przeniosłem się więc na wydział rolniczy w Lublinie, a żona skończyła AWF – wyjaśnia Marcin Łobacz, który swoją przyszłą żonę poznał na studenckiej siłowni.
– Zdecydowałam się wspomóc męża w prowadzeniu gospodarstwa i zamieniłam sport na krowy – wspomina Agata Łobacz.
Krowy w gospodarstwie państwa Łobaczów utrzymywane są w oborze wolnostanowiskowej, o wymiarach 23,5x50 m, w której początkowo dój odbywał się na hali udojowej autotandem 2x4. 5 lat temu hodowcy zdecydowali się na zakup robota udojowego.
– Gdy mama przeszła na emeryturę sami zaczęliśmy prowadzić gospodarstwo. Przez pewien czas w doju pomagał nam pracownik, ale zrezygnował z pracy. W sezonie wiele czasu zajmuje praca w polu, żona musiała więc sama doić stado, co było zbyt ciężkie. Zdecydowaliśmy się więc na zastosowanie automatycznego doju i gdyby nie robot, to dzisiaj prawdopodobnie nie produkowalibyśmy mleka – mówi Marcin Łobacz.
– Myślałam, że już zlikwidujemy krowy, ale mąż od dziecka związany jest z tymi z...