– Zaczęło się od tego – mówi na wstępie Stanisław Witek – że kupiłem komplet antyznoszeniowych rozpylaczy. Kiedy założyłem je na starym opryskiwaczu, to bałem się, że zanim dojadę na pole wszystkie popękają, bo tak drgała ta maszyna. To nie była tania inwestycja, dlatego za wszelką cenę chciałem podnieść komfort jazdy opryskiwaczem. A że miałem okazję w międzyczasie widzieć na polu opryskiwacz nabudowany na samochodzie ciężarowym IFA, więc zdecydowałem, że zbuduję podobną konstrukcję. Zacząłem szukać odpowiedniego auta. W końcu natrafiłem na dostawczego Lublina wystawionego w internecie za 2500 zł.
Na dwie skrzynie biegów
Stanisław Witek kupił dostawczego Lublina dziewięć lat temu na Kaszubach. Był to samochód z początku lat 2000 z przebiegiem nieprzekraczającym 50 tys. kilometrów i z nabudowaną skrzynią ładunkową. Pod jego maską „siedział” czterocylindrowy andrychowski diesel o pojemności 2,4 litra i mocy 70 KM. Moc była przenoszona na tylne koła z wykorzystaniem manualnej 5-biegowej skrzyni i właśnie od zmodyfikowania układu napędowego zaczęła się przeróbka, która zajęła kilka miesięcy.
– To był...
Przez lata był synonimem taniego i niewymagającego auta dostawczego. Był też niezwykle uniwersalny, o czym świadczy duża ilość zabudów dostępna do tego auta, takich jak: skrzynia ładunkowa, kontener, izoterma, laweta, wywrotka, szoferka, a także zabudowa komunalna, ambulansu czy wersja pożarnicza. I choć jego produkcji zaprzestano w 2007 roku, to historia tego dostawczaka trwa nadal. Piszą ją też rolnicy, jak Stanisław Witek ze wsi Nowa Cerkiew na Żuławach, który przerobił Lublina na opryskiwacz.