– Turbina padła w trakcie jazdy w lutym zeszłego roku – mówi Janusz Frączak. – Poprzedzone to było pojawieniem się gęstego dymu. Gdy go zauważyłem, zatrzymałem traktor i wezwałem serwis. Nie przyjechali od razu. Czekałem na nich trzy dni. Na szczęście dojechali i wymienili turbinę na nową. Miesiąc później pojawiły się kolejne problemy. Podczas wysiewania nawozów zajechałem na chwilę do gospodarstwa na śniadanie. Nie mogłem jednak wrócić na pole, bo po prostu nie sposób było uruchomić traktora. Dopiero po wielu próbach odpalił, ale na desce rozdzielczej świeciło się już kilka kontrolek. Ponownie musiałem dzwonić do serwisu. Pracownik, który przyjechał nie był w stanie stwierdzić, co tak naprawdę się stało. Uruchamiał traktor, ale ten od razu gasł. Ciągnik został przewieziony do serwisu, gdzie ustalono, że zepsuł się układ paliwowy. Pompa została wysłana do centrali w Kaliszu. Tam stwierdzono, że zepsuła się, bo rzekomo traktor jeździł na paliwie złej jakości. Mimo że ciągnik był na gwarancji, to koszty naprawy chciano przerzucić na mnie. Wyliczono, że muszę wyłożyć na naprawę aż 25 tys. zł. Nie chciałem się na to zgodzić i w internecie na własną rękę zacząłem szukać tańszych...
Okazuje się, że popularność nie zawsze idzie w parze z niezawodnością. Janusz Frączak ze wsi Rozbity Kamień w powiecie sokołowskim, dwa lata temu kupił nowy traktor. Wybrał absolutny hit sprzedażowy, czyli Zetora Majora 80. Ale już na gwarancji padła w traktorze turbina, a miesiąc później zepsuł się układ paliwowy.