Nie jesteśmy bynajmniej zdziwieni tym, że w toku kampanii wyborczej różnoracy fachowcy i eksperci pochylili się nad polskim rolnictwem i upiekli bardzo nieciekawy pasztet. I tak, na początku pojawiła się marchewka, czyli oczywiste stwierdzenie faktu, że Polska należy do ścisłego grona największych producentów żywności w Unii Europejskiej. Następnie użyto kija w postaci zarzutu, że polskie rolnictwo jest mało produktywne! No tak, będzie niewątpliwie bardziej produktywne, gdy na polach będzie więcej chemii, a gigantyczne chlewnie i obory zdominują krajobraz polskich wsi. Jesteśmy przekonani, że gdybyśmy się stali rolniczą Holandią, to wówczas owi eksperci głosiliby hasła typu, że wysoka produktywność polskiego rolnictwa jest poważnym zagrożeniem dla środowiska naturalnego całej Europy, w tym też dla Federacji Rosyjskiej. Pojawiłyby się też opinie, że takie rolnictwo nie mieści się w strategii „Od pola do stołu”, lansowanej przez Brukselę. Dlatego też należy ograniczyć produkcję rolną najprostszymi środkami – np. zmniejszając wsparcie z unijnej kasy. Tak na marginesie, to dotowanie polskiego rolnictwa przez UE, jak i inne dotacje np. do KRUS-u są niezbyt przez wspomnianych eks...