Polityczna zawierucha związana z wyborami prezydenckimi skończy się dopiero 12 lipca – po drugiej turze głosowania, w której zmierzą się dwaj najsilniejsi kandydaci wyłonieni w I turze - 28 czerwca. Na sto procent do dalszego boju o pałac prezydencki przejdzie Andrzej Duda. Jego konkurentem będzie zapewne Rafał Trzaskowski. A więc, na naszej scenie politycznej trwa ostra walka, w której dominującą rolę odgrywają dwie partie: Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska. Można je określić mianem śmiertelnych wrogów. I to nie będzie zbyt przesadne określenie. A przecież kilkanaście lat temu owe partie jako tzw. POPiS, o mało co nie utworzyły koalicyjnego rządu, na którego czele miał stanąć premier z Krakowa. Teraz zaś trwa ostra walka, aby prezydent RP był nadal z Krakowa, a nie z Warszawy. Powiedzmy sobie szczerze, Andrzej Duda wygra na wsi, w małych i średnich miastach też zdobędzie znaczną ilość głosów. Jednak od rozmiaru tego zwycięstwa, szczególnie na wsi, zależy jego reelekcja. A co będzie, gdy na przykład część wiejskich wyborców, zmęczona tym politycznym zgiełkiem, tymi wzajemnymi oskarżeniami, ostrymi słowami i drastycznymi pomówieniami w dniu wyborów zostanie w domu...