– Zanim rozbudowałem oborę, paszę podgarniałem ręcznie. Już wtedy zajmowało to sporo czasu – mówi na wstępie Jacek Mocarski. – Ale gdy stół paszowy sięgnął stu trzydziestu metrów, zacząłem myśleć o zmechanizowaniu tej czynności. Rozważałem wtedy zakup urządzenia opartego na kole od ciągnika. Przymierzałem się też do zakupu robota do usuwania odchodów z rusztów, które wcześniej były czyszczone ręcznie. Ale wszystko się zmieniło po wizycie w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Pracownik na ekranie komputera pokazał mi zdjęcia pojazdu Bobman mówiąc, że dzisiaj to właśnie takie urządzenia kupują podlascy rolnicy i że ten sprzęt rozwiąże mi co najmniej dwa tematy. Szybko się na niego zdecydowałem. Ta sytuacja miała miejsce rok temu. Teraz Bobman ma za sobą ponad 150 godzin pracy. Jest uruchamiany co najmniej 5–7 razy dziennie. Już rano po doju wykonuję nim pierwszy przejazd podgarniając TMR, który jest podawany krowom na noc. Potem taki przejazd jest powtarzany co najmniej kilka razy w ciągu dnia. Każdy trwa nie dłużej niż kilka minut. W miarę potrzeby, pojazdem wjeżdżam na ruszt czyszcząc legowiska i przepychając odchody na gankach gnojowych. Jednak adaptacja mas...
Choć ma tylko 10 koni mocy, waży 400 kg i porusza się na trzech kołach, to imponuje możliwościami wykorzystania. Bo, jak mówi Jacek Mocarski ze wsi Karwowo, nie ma dnia, aby Bobman nie był uruchamiany. To podgarnia paszę, czyści korytarze spacerowe w oborze, posypuje legowiska wapnem, a jak trzeba, to i zamiata podwórze. Maszynę zachwala również Grzegorz Głębocki ze wsi Jakać-Borki, który twierdzi wręcz, że każde gospodarstwo hodowlane powinno mieć na stanie taki sprzęt. Tym bardziej, że imponuje nie tylko funkcjonalnością, ale i niskim zużyciem paliwa.