„Kiedy siedzę na motorze, totalny czuję luz. Włączam silnik, daję kopa, za mną tylko kurz” – śpiewał Ryszard Riedel z zespołu Dżem. Pod tymi słowami podpisuje się Krystyna Kozłowska.
– Zamiast bawić się lalkami, wolałam toczyć kółko na patyku – wspomina dzieciństwo. – Wszędzie było mnie pełno, nie umiałam usiedzieć na miejscu.
Jako dziecko doskonale odnajduje się w towarzystwie chłopców. Największą frajdę sprawia jej jazda na rowerze, choć z trudem sięga pedałów. Po sąsiedzku odwiedza kolegę, który pozwala jej przejechać się swoim jednośladem.
– Rower zrobił na mnie większe wrażenie niż jego właściciel, mój przyszły mąż – śmieje się.
Jako sześciolatka po raz pierwszy wsiada na motorower brata – komarka. Jest jeszcze za mała, aby samodzielnie uruchomić sprzęt, przystawia go więc do ławki. I rusza. Kolejny jednoślad robi na niej jeszcze większe wrażenie. To motocykl WSK.
– Miałam wtedy trzynaście lat. Tata nauczył mnie odpalać motocykl gwoździem. Wspierał moją dość nietypową pasję – opowiada.
Podobnie jak motorower, wueska również jest dla niej za duża. Na motocykl wskakuje więc w biegu...