Dwudziesty czwarty odcinek powieści sensacyjnej Józefa Ignacego Kraszewskiego „Sprawa kryminalna”.
– Zapewne o niczem nawet nie wiedział, ale dajmy temu pokój – zakończyła pani Benigna. – Nie ma o czym mówić.
Na twarzach Wychlińskiej, a nawet Leokadyi obawa o panią Benignę była tak widoczna, że je długo uspokajać musiała.
Górnicki, zrobiwszy tu taką awanturę, próbował sąsiedztwo podburzyć opowiadaniem przeciwko pani Pstrokońskiej, to mu się jednak tak nie wiodło, że jeszcze się okrutniej zburzył i do wściekłości został doprowadzony. W każdej okolicy nie zbywa na tej klasie nieszczęśliwej ludzi niepowodzeniem skwaszonych, którzy systematycznie są niechętni tym, którym się lepiej powodzi majątkowo i społecznie... Byli to naturalni sprzymierzeńcy pana Symforyana, rozwodzącego żale na arystokratów, na żółtobrzuchów (tak on zwał bogatszych), na darmozjadów tytułowanych... Utworzyło się więc kółko takich kaleków, potakujących Górnickiemu i gotowych sprawę wziąć do serca. Przy kutiach podano sobie dłonie i poprzysiężono wojnę na zabój przybyszowi. Mniej śmielej, choć przyjaźniej usposobieni obywatele, nie chcąc zadzierać z tą szajką krzy...