wielkopolskie
Paulina wita w podwórzu swojego domu, ale nie podaje ręki. Nie może, bo całą unurzaną ma w fioletowej farbie. Och, przepraszam, raczej lawendowej. Właśnie maluje w ogrodzie stary rower na kolor kwiatów, którym kilka lat temu postanowiła poświęcić życie. Rower ma lada chwila zawisnąć na ścianie nowej kawiarenki, a właściwie starej, która jest w tym roku rozbudowywana, ponieważ jest coraz więcej chętnych, by pić kawę i raczyć się lodami lawendowymi. Siadamy na tarasie, popijamy latte. Z pola co chwila zawiewa gorzko-chłodno-ziemisty zapach lawendy. Odurza, ale tylko ja go czuję. Tak to jest, kiedy mieszka się w środku lawendowego pola.
Paulino, sadzimy lawendę!
Paulina wychowała się we Wrześni, podobnie jak jej mąż. Ale w Czerniejewie w małym gospodarstwie w granicach miasteczka mieszkała jej babcia. A w siedlisku, w którym siedzimy i rozmawiamy, w przytulonym do Czerniejewa Pakszynie – siostra babci. Paulina skończyła ekonomię, mąż jest technikiem mechanikiem, a dziś logistykiem. Poznali się w firmie i pobrali piętnaście lat temu. Kiedy Paulina była w ciąży z pierwszym dzieckiem, okazało się, że siostra babci z Pakszyna wymaga opi...