Najpierw lasek, potem polana. W oddali drewniana budowla z murowaną dobudówką. Za nią, wśród brzóz, nowoczesna siłownia zewnętrzna. Kilku wojciechowian macha z daleka rękami i wskazuje, gdzie się zatrzymać. Aura sprzyja, więc siadamy na dworze.
– Mamy tu bardzo fajnych mieszkańców. Są zgraną grupą. Jest nas osiemset pięćdziesięcioro pięcioro – zaczyna sołtyska i przytacza datę powstania wsi.
Ponoć w 1287 roku, kiedy, jak przyjmuje się, powstał Wojciechów, było ich niemal tyle samo. Stara wioska nazwę ma też nie od parady.
– No jak to? To dlatego, że tędy przechodził święty Wojciech! Ale ten prawdziwy, chudy. W Gnieźnie mają chyba grubego, fałszywego. Wojciech przechodził tędy w drodze do Prus. I ponoć wszystkie dzieci wtedy tu ochrzczono, a wszystkim chłopcom nadano imię Wojciech. Mamy wioskę partnerską w czeskich Zbyslawicach. Kiedyś usłyszeli o „naszym” Wojciechu i krzyknęli: „On jest przecież nasz!” – i mieli rację. Ale my Wojciechowi wystawiliśmy pomnik. Stoi przed piekarnią – opowiadają Edeltrauda-Ela – sołtyska i radna, Krystyna – członkini Stowarzyszenia Świętego Wojciecha na Rzecz Rozwoju Wsi Wojciechów, Urszula ...