„Przyglądam się Tobie, Jezu Chryste Frasobliwy. Wydajesz się być bardziej człowiekiem aniżeli Bogiem. Widać, że się z czymś zmagasz, rozpaczasz, frasujesz... Siedzisz tu taki samotny, niemający znikąd pomocy, poniżony, pozbawiony godności... A równocześnie swym niemym gestem, w skulonej pozie, mówisz przechodzącym obok o zatroskaniu Boga nad trudem ludzkiego życia…”.
To nie modlitwa ani też początek pasyjnego rozważania ze stacji Drogi Krzyżowej. Tak zaczyna się jeden z tekstów na stronie prezentującej twórczość Jacka Jancelewicza. Dziś Chrystus Frasobliwy to jego najukochańsza forma rzeźbiarska. Jacek czuje z nim szczególny związek.
Ze scyzorykiem do lasu...
Urodził się we wsi nieopodal
– w Glewicach,
w których dziadek, zesłaniec
z Kresów, dostał gospodarstwo.
– Z życia wiejskiego pamiętam wolność. Nie było mnie czasem w domu od świtu do nocy. Kochałem las i kochałem chodzić sam. Nawet marzyłem o tym, że kiedyś zamieszkam w lesie, w szałasie. Przyroda mnie inspirowała. W Glewicach był staw. Uwielbiałem strugać łódki z kory, puszczałem je na stawie. Strugałem też gwizdki, proce, łuki – takie beztroskie życie...