Sekwencja zdarzeń, która zaprowadziła Jana Korneluka przed sąd, ruszyła 15 czerwca 2018 roku.
– Zachorowała świnia, podejrzewałem ASF, bo w okolicy weterynaria stwierdziła już wiele ognisk tej choroby – mówi rolnik. – Tego dnia ich ekipa przyjechała do mnie bezpośrednio z innego gospodarstwa, gdzie stwierdzono ognisko ASF. Wiem, bo dzwonili wcześniej, żebym przyjechał tam oszacować wartość wybijanych świń.
Pan Jan tłumaczy, że jest zootechnikiem i znajduje się na liście ekspertów, którzy taką wycenę mogą przeprowadzać. Zaznacza wyraźnie, że przed wystąpieniem ASF w jego gospodarstwie ani razu takiej wyceny nie przeprowadzał, nie mógł więc sam zawlec choroby do gospodarstwa. Nie przeprowadził wyceny także feralnego dnia.
– Powiedziałem, że nie mogę przyjechać, bo sam mam problem w gospodarstwie. Byli bardzo niezadowoleni – mówi mieszkaniec Sawina.
Ponieważ stan jego świni się pogarszał, zawiadomił weterynarza zajmującego się jego zwierzętami na co dzień. Tymczasem świnia padła.
– Weterynarz zawiadomił ekipę powiatowego inspektoratu weterynarii, która przyjechała na miejsce – mówi Jan Korneluk.
3,80 zł za k...
Przed sądem w Chełmie stanął producent świń oskarżony przez prokuraturę o „sprowadzenie niebezpieczeństwa dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując szerzenie się zarazy zwierzęcej”. Rolnik nie zgadza się z zarzutami. Zwrócił się do nas z prośbą o opisanie jego sprawy.