W mijającym tygodniu stwierdzono dwa pierwsze przypadki ASF wśród dzików w województwie podkarpackim, pierwszy też w okolicach Płocka. ASF wyraźnie przemieszcza się na zachód, duże ognisko pojawiło się w zachodniej części województwa mazowieckiego. Niewiele trzeba (czasu i kilometrów), by afrykański pomór świń przywędrował do województwa łódzkiego. Patrząc dalej – jesteśmy u styku Mazowsza z województwami łódzkim, wielkopolskim i kujawsko-pomorskim. Sumarycznie pochodzi z nich 2/3 polskiej wołowiny.
Przejrzeliśmy doniesienia medialne z ostatnich dwóch tygodni w poszukiwaniu jakiejś strategii, planu lub nadziei dla przerażonych hodowców. Oto, co znaleźliśmy:
Zaklinanie rzeczywistości działa. Do czasu
- Rząd zdaje sobie sprawę z tego, że ASF jest poważnym problemem dla polskiego rolnictwa i polskiej gospodarki, dlatego robi wszystko, by go zwalczyć – odpowiedział pod koniec lipca wiceszef sejmowej komisji rolnictwa Robert Telus (PiS) na zarzuty Piotra Zgorzelskiego (PSL), że rząd nie radzi sobie z rozprzestrzenianiem się pomoru. - Zrobiono wiele, że ASF utrzymuje się tak długo w jednym miejscu, nie rozpowszechnia się – tłumaczył Telus.
No tak, teraz już wiemy, że zaklinanie rzeczywistości przestało działać. Widocznie dziki tego nie czytały – śmieją się przez łzy hodowcy.
Minister tłumaczy, czy tłumaczy się?
– W dalszym ciągu zbyt duża jest populacja dzików. W ubiegłym roku w kluczowych województwach odstrzały sanitarne zostały zrealizowane w 55 proc. Ale podejmowane działania w celu ich intensyfikacji budzą ostre protesty organizacji ekologicznych. A przecież my rolnicy żyjemy w symbiozie z przyrodą, a ja nie jestem żadnym barbarzyńcą. Jeżeli ktoś tak uważa, to może powinien zobaczyć jak wygląda likwidacja ogniska ASF, gdzie znajdują się ciężarne lochy – mówił minister podczas spotkania z lekarzami weterynarii 5 sierpnia.
Hodowcy zastanawiają się, kto tu dowodzi? Zdrowy rozsądek czy miłośnicy - nomen omen - dzikiej przyrody?
Niepokój ministra. A kto uspokoi hodowców trzody?
A skoro już jesteśmy przy naszych felietonach. Przed rokiem w jednym z nich pokładaliśmy wiarę i nadzieję w osobie posła Ardanowskiego, obejmującego tekę ministra. Pisaliśmy: „Panie ministrze, jeśli uda się panu stworzyć podwaliny pod skuteczny program do walki z ASF, to zyska pan wdzięczność przyszłych pokoleń rolników i uratuje pan gospodarstwa podobne do takich, jakie pan prowadził! (…) Potrzebny [jest] „generał”, który poprowadzi nasze służby do boju z wirusem. Ten „generał” powinien mieć więcej władzy niż główny lekarz weterynarii i odpowiednie uprawnienia"
Hodowcy nie słyszą generała. Minister brzmi jak własny rzecznik prasowy. Na ostatniej konferencji prasowej odpierał zarzuty pod swoim adresem. Chodziło o ubojnię, do której miały trafiać poprzerastane tuczniki z gospodarstw leżących w strefie ASF, a ich mięso miało być przerabiane na konserwy i trafiać do Agencji Rezerw Materiałowych. Pomysł upadł, podobnie jak zakłady mięsne Netter. Zresztą, nie był to pomysł resortu, tylko hodowców z Podlasia. Obecnie i tak nie ma już tam przetwórni, która mogłaby zrealizować takie zadanie.
Nie ma pomysłu, nie ma nawet pieniędzy…
Tymczasem na stronie KRiR znajdujemy taką oto informację datowaną na 8 sierpnia: "W związku z napływającymi do Krajowej Rady Izb Rolniczych, od rolników sygnałami, iż firmy utylizacyjne zaprzestają odbioru padłych zwierząt z gospodarstw rolnych, tłumacząc to wyczerpaniem i brakiem środków finansowych w budżecie ARiMR, Zarząd KRIR 7 sierpnia br., mając na względzie sytuację gospodarstw prowadzących produkcję zwierzęcą i kwestie bezpieczeństwa epidemiologicznego, wystąpił do ministra rolnictwa i rozwoju wsi J.K. Ardanowskiego o niezwłoczne przesunięcie z przeznaczeniem na ten cel środków finansowych w planie finansowym ARiMR".
Odpowiedzi ministerstwa nie znaleźliśmy do dziś. W tym roku z powodu ASF zutylizowano już ponad 32 tysiące świń. Z czego 1/3 w ciągu ostatnich trzech tygodni. „Sezon” na ASF potrwa jeszcze co najmniej miesiąc. Jak hodowcy trzody mają spokojnie zasnąć?
Oskar Miroszka
fot. archiwum