Smutna rocznica dla gospodarki
Całkiem niezauważenie, zarówno w mediach, jak i w polityce, przemknęła w minionym tygodniu bardzo ważna data. Trzy lata temu, 5 marca, wykryto w Polsce pierwszy przypadek COVID-19. W bieżącym tygodniu mamy natomiast 15 marca, czyli trzecią rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu zagrożenia epidemicznego. Stanu, który przeorał społeczeństwo i gospodarkę. Doprowadziło to do takich absurdów, że rolnik, który w czasie żniw trafił na kwarantannę, nie mógł zebrać zboża, jeśli musiał na pole jechać drogą publiczną. Za złamanie zakazu groziło do 30 tys. zł kary.
Będzie "amnestia" dla rolników?
To, że nikt specjalnie nie interesuje się dziś bezprecedensowymi wydarzeniami sprzed trzech lat i nie zdobył się choć na chwilę refleksji, pokazuje, jaka jatka i wzajemne wyrzynanie trwa w naszej polityce i w większości mediów ogólnych. W zasadzie to te media stały się częścią polityki i biorą udział w tworzeniu krwawego show na użytek opinii publicznej. W roku wyborczym nie wróży to dobrze ani społeczeństwu, które wyjdzie z tego podzielone jeszcze głębiej, ani gospodarce, w tym rolnictwu. A to wielka szkoda, bo wyzwań nie ubywa, a wręcz przeciwnie. Zacznijmy choćby od tego, że z sygnałów, które docierają do redakcji TPR wynika, że nowy system dopłat bezpośrednich to dla wielu rolników ciągle wielka niewiadoma. W tym przypadku przydałaby się „amnestia” dla tych, którzy w pierwszym roku popełnią błędy, zarówno na papierze, jak i na polu.
Rynki rolne targane sytuacją zza naszej wschodniej granicy
Rynki rolne targane są przez wojnę w Ukrainie, katastrofy meteorologiczne i spekulacje wielkich koncernów. Pszenica, której na świecie nie przybywa, od tygodni tanieje. Zboże ciągle jedzie do Polski z Ukrainy. Choć wicepremier Kowalczyk dogadał się z Mykołą Solskim, szefem resortu rolnictwa w Ukrainie co do tranzytu ziarna przez Polskę, to u nas efekty tego porozumienia są poddawane w wątpliwość. Ukraińcy natomiast ucieszyli się, bo uważają, że to przyspieszy wywóz ich ziarna – obędzie się bez drobiazgowych kontroli, które zastąpią plomby na samochodach. I mają rację, bo problem nie leży po ich stronie, a po naszej. Żeby coś sprzedać, potrzebny jest kupiec i ten kupiec jest w Polsce, a nie w Sudanie, Egipcie lub Nikaragui. Może brzmi to naiwnie, ale gdyby polskie firmy i handlarze nie kupowali tego zboża, to ono nie zostałoby w kraju i nie demolowałoby naszego rynku. Prócz tego, Ukraińcom wszystko jedno, dokąd trafią ciężarówki zaplombowane przez nasze władze zgodnie z niedawnym porozumieniem. Ważne, żeby opuściły ich kraj, a czy ktoś je rozładuje w lesie nad Wisłą, czy dojadą do portu nad Bałtykiem albo do jakiegoś elewatora w Niemczech, to już zupełnie inna para kaloszy. Ważne, żeby liczba plomb założonych i zdjętych się zgadzała, o to możemy być spokojni. Polak potrafi!
A co z mlekiem?
Ceny na światowym rynku po raz kolejny spadły. W przypadku serów (na giełdzie Global Dairy Trade) to spadek bardzo dotkliwy, bo o ponad 10%. Bruksela nie widzi konieczności interwencyjnego wykupu mleka w proszku i masła. Czy Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych nie powinna uzupełnić zapasów mleka w proszku?
Lustracja PFHBiPM
Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka przełożyła swój zjazd na później. Może prezydent Hądzlik zrozumiał, że dalsze „betonowanie” PFHBiPM nie ma sensu, a może zwolennicy „starego ładu” w Federacji wzięli po prostu na przetrzymanie? Tak czy inaczej, ta instytucja zamierza przeprowadzić lustrację w swoich szeregach i dopiero po niej zarząd obliczy, ilu delegatów z poszczególnych związków będzie mogło wybrać kolejny zarząd. I tu od razu nasuwają się pytania. Co z hodowcami z Mazowsza? Lustrację zarządzono tylko wśród członków Federacji, z której mazowiecki związek wykluczono. Jako że nie należy do Federacji, nie będzie można go zlustrować (nawet jeśli będzie się tego domagał) i zweryfikować jego liczebności, chyba że zostanie do PFHBiPM ponownie przyjęty. Ile będzie warta ta cała lustracja, jeśli nie będzie nią objęty związek hodowców z Mazowsza?
Drugie pytanie dotyczy organu lustrującego. Organ ten liczy sześciu członków, bo jest to prezydium Federacji. Czy nie zachodzi tu konflikt interesów? Jak będzie przebiegała ta lustracja? Czy członkowie organu, którym jest prezydium, zachowają bezstronność, skoro wiadomo, że od wyników lustracji może zależeć liczba delegatów z poszczególnych związków i to czy zostaną wybrani na kolejną kadencję? Na to pytanie może sobie odpowiedzieć każdy hodowca.
Czy nie należałoby powołać niezależnej komisji złożonej z mężów zaufania wybranych przez poszczególne związki hodowców? Czy taka komisja nie byłaby bardziej obiektywna w ocenie ilu hodowców należy do poszczególnych związków?
Paweł Kuroczycki
fot. arch. red.