Bieżące potrzeby rolników znacznie przekraczają limity
Sytuacja na rynku paliw jest niestabilna od miesięcy. Stała jest w niej tylko rozpacz rolników, którzy śledzą rosnące ceny i obawiają się, że lada dzień przyjdzie im porzucić produkcję. Jednak kwestia cen nie jest jedynym problemem. Kolejny stanowią bowiem limity jednorazowego tankowania. Te są bowiem drastycznie niskie w stosunku do zapotrzebowania rolników.
Na początku marca PKN Orlen podniósł limity między innymi dla ciągników i maszyn rolniczych z 50 l do 300 l. Firma apelowała wówczas, by klienci tankowali paliwo tylko na bieżące potrzeby - było to pokłosie pierwszych dni wojny w Ukrainie, kiedy to spanikowani Polacy tankowali samochody do pełna w obawie przed przerwaniem dostaw z Rosji. Jednak bieżące potrzeby rolników są o wiele wyższe, niż 300 l, zwłaszcza w okresie intensywnych wiosennych prac polowych.
Prezes DIR apeluje: co najmniej 500 litrów paliwa dla rolnika!
Prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej Ryszard Borys zaapelował do ministra rolnictwa, by limity jednorazowego tankowania dla rolników zostały podwyższone.
“Wnosimy o zwiększenie ilości dostępnego dla rolników na stacjach paliwa, na poziomie nie mniejszym niż dla samochodów ciężarowych (…), chociaż stoimy na stanowisku, iż w przypadku rolnictwa nie powinno być jakichkolwiek ograniczeń w dostępie do oleju napędowego.” - możemy przeczytać w odezwie Borysa do ministra Kowalczyka.
Przypomnijmy, że według ostatnich ustaleń, wysokość limitu jednorazowego tankowania dla samochodów ciężarowych wynosi 500 l.
Prezes DIR zaapelował także, by minister rolnictwa wyraził zgodę na tankowanie przez rolników paliwa na stacjach do kanistrów bądź zbiorników. Argumenty Borysa są oczywiste dla każdego, kto zajmuje się pracą na roli: mniejsze ciągniki mają mniejsze baki, więc trzeba tankować je dużo częściej, tracąc przy tym czas na dojazd oraz... samo paliwo, które lepiej niż na drodze do stacji zostałoby wykorzystane w polu.
Dostawcy wykorzystują dramat rolników
W apelu DIR znalazł się także punkt dotyczący dostawców paliwa, którzy bez skrupułów wykorzystują dramatyczne położenie rolników i zawyżają ceny. Przedstawiono porównanie na 10 marca, z którego wynika, że na Dolnym Śląsku cena paliwa dostarczanego do gospodarstw była o złotówkę wyższa niż na stacjach. Dostawcy żądali 8,60 zł/l, podczas gdy na stacji za litr trzeba było zapłacić 7,60 zł.
“Rolnicy mają świadomość, że w związku z wojną w Ukrainie pojawia się konieczność przeorganizowania pewnych działań i w naszym kraju, jednak produkcja żywności nie może być w żaden sposób ograniczana.” - pisze stanowczo Ryszard Borys z DIR.
Apel Dolnośląskiej Izby Rolniczej to nie pierwsza inicjatywa ze strony samorządów rolniczych, by coś się zmieniło w sprawie limitów dla przedsiębiorców rolnych.
Zobacz więcej: Ceny paliw i limity tankowania uderzają w rolników. „W konia mam zainwestować?”
Co słychać na stacjach?
W połowie marca w niektórych miejscach cena za litr paliwa na stacji przekraczała 8 zł. Według analiz przeprowadzonych przez portal e-petrol, 30 marca średnia cena detaliczna oleju napędowego w Polsce wynosiła 7,66 zł. To niewielki wzrost w stosunku do zeszłego tygodnia, gdy za litr Polacy płacili poniżej 7,50 zł, co było najniższą ceną od początku wojny w Ukrainie.
Ceny hurtowe za olej napędowy 31 marca układały się następująco:
- PKN Orlen: od 6836 zł/m3 (ok. 6,84 zł/l) dla ekodiesla do 7161 zł/m3 (7,16 zł/l) dla oleju arktycznego;
- Grupa Lotos: od 6835 zł/m3 (ok. 6,84 zł/l) dla eurodiesla do 7160 zł/m3 (7,16 zł/l) dla IZ-40;
- BP Europa SE: 6836 zł/m3 (ok. 6,84 zł/l);
- Ekopol Górnośląski Holding S.A.: 6865 zł/m3 (6,87 zł/l).
Zuzanna Ćwiklińska
fot. Pixabay