StoryEditorRynek mleka

W trakcie epidemii część konsumentów przekonała się do polskiej żywności

01.07.2020., 14:07h
Jak epidemia koronawirusa wpłynęła na polski rynek mleka i produkcję białego surowca? Przedstawiamy trzecią część sondy, w której pytamy rolników z jakimi problemami obecnie muszą się mierzyć.

Konsumenci płacą sporo za produkty, myśląc że rolnik dużo zarabia

Grażyna Markiewicz z miejscowości Szostek Kolonia, która utrzymuje około 20 krów mlecznych, a dostarcza surowiec do OSM w Siedlcach zmagała się z brakiem pasz objętościowych w gospodarstwie.
 
Nasze problemy z paszą zaczęły się już w ubiegłym roku. Siana i sianokiszonki wystarczyło nam tylko do lutego i musiałam nabyć paszę. Uratowało nas jedynie to, że wystarczyło nam kiszonki z kukurydzy. Ratowaliśmy się także żytem. Część zadawaliśmy krowom w postaci zielonki, a z części sporządziliśmy sianokiszonkę, którą też zadawaliśmy krowom. W tym roku pastwiska na razie wyglądają dużo lepiej niż w ubiegłym. Dodatkowo wysialiśmy poplony, które także przeznaczymy do spasienia. Rolnikom, sadownikom zostają grosze, a markety doliczają dużą marżę do sprzedawanych produktów. Konsumenci płacą sporo myśląc, że to rolnik bardzo dużo zarabia. Powinno być to w jakiś sposób kontrolowane i regulowane. Potrzebne są odpowiednie regulacje prawne i egzekwowanie przepisów przez odpowiednią inspekcję. Jedynie mleko jest takim surowcem sprzedawanym przez rolników, za który otrzymuje się każdego miesiąca w miarę stabilną wypłatę. Oczywiście praca przy produkcji mleka jest bardzo ciężka i chciałoby się otrzymywać wyższą cenę, ale uważam, że sytuacja producentów mleka jest lepsza niż hodowców trzody chlewnej czy bydła opasowego – mówi Grażyna Markiewicz.
 

Gdyby nie wielkie sieci handlowe, cena mleka w skupie byłaby wyższa

Rafał Zaręba z Lipin prowadzi hodowlę bydła mlecznego. Posiada około 70 krów dojnych, a surowiec dostarcza do SM Mlekovita.
 
– W naszym gospodarstwie sytuacja z paszami objętościowymi obecnie przedstawia się dobrze. Z pierwszego pokosu zrobiliśmy sporo sianokiszonki. Dzisiaj skosiliśmy już drugi pokos i też wygląda on całkiem nieźle. Sytuacja jest dużo lepsza niż w roku ubiegłym, kiedy przez suszę w ogóle nie było drugiego pokosu. Kukurydza w tym roku była mocno wyhamowana przez niskie temperatury, ale teraz ruszyła i wygląda coraz lepiej. Gdyby nie te duże hipermarkety, to może cena mleka byłaby teraz trochę wyższa. Sieci handlowe dyktują ceny i niestety spółdzielnie mleczarskie nie mogą sobie za bardzo z tym poradzić. Miały się trochę w tej sprawie jednoczyć, ale nie jest to prostą sprawą. Te hipermarkety nie wnoszą u nas nic dobrego, a do niedawna to nie płaciły u nas podatków  – mówi Rafał Zaręba.
 

Dzięki pandemii wielu konsumentów pierwszy raz sięgnęło i doceniło smak polskich produktów

Ewa i Grzegorz Wyzińscy z Huty Żelechowskiej utrzymują około 30 krów mlecznych. Surowiec dostarczany jest do Spółdzielni Mleczarskiej w Rykach. Hodowcy mają jeszcze spore zapasy ubiegłorocznej sianokiszonki i kiszonki z kukurydzy.
 
Zbiór pierwszego pokosu był w tym roku trochę opóźniony, ale zebraliśmy z niego tyle paszy, co z pierwszego pokosu w roku ubiegłym. Kukurydza trochę ucierpiała przez chłody, ale teraz wystartowała i mam nadzieję, że jej plon będzie dobry. W marketach po pierwsze, powinny być rzetelne oznaczenia produktów w kwestii kraju jego pochodzenia. Po drugie, moim zdaniem, jest za duża różnica pomiędzy ceną płaconą producentowi za produkt, a tą, jaką mają zapłacić konsumenci. Po prostu sieci handlowe mają za dużą marżę. Może jak powstaną holdingi, to sytuacja zacznie się poprawiać. Kiedyś była taka propozycja, żeby mleczarnie tworzyły centra regionalne, w których konsument mógłby kupić nabiał z każdej z nich. Mleczarnie bardzo dobrze poradziły sobie ze sprzedażą środków do produkcji rolnej, więc takie centra mają szanse powodzenia. W czasie kryzysów, ważne jest kupowanie produktów mlecznych polskiego pochodzenia. Sytuacja związana z koronawirusem może korzystnie wpłynąć na polskie rolnictwo. Konsumenci zobaczyli, że nasi rolnicy są w stanie szybko zapewnić odpowiednie ilości żywności. W innych państwach nabycie żywności było bardzo trudne, a u nas tylko chwilowo w sklepach pojawiła się panika, ale szybko wszystko wróciło do normy. Teraz okazało się, że nasze produkty dostępne są od ręki nawet w czasie kryzysu, potwierdza to wielu znajomych konsumentów. Znam ludzi, którzy na co dzień kupowali w dyskontach zagraniczną żywność, a teraz w obliczu pandemii po raz pierwszy sięgnęli po niektóre krajowe produkty i zachwycili się ich jakością i smakiem. Sytuacja polskich rolników będzie lepsza, jeśli na co dzień będziemy wybierali rodzime produkty – dodaje Grzegorz Wyziński.
 

Sklepy mają blisko 100% narzutu

Edmund Oleszczuk z miejscowości Krupy wspólnie z rodziną utrzymuje ponad 50 krów dojnych, a surowiec dostarcza do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Kosowie Lackim.
 
Sytuacja z paszami objętościowymi w naszym gospodarstwie aktualnie wygląda wyśmienicie. Kukurydza już ruszyła, zboża wyglądają dobrze, więc powinno wystarczyć paszy. W ubiegłym roku z tego samego areału w pierwszym pokosie zebrałem 450 balotów, a w tym roku z tego samego areału zebrałem 520 balotów – mówi Edmund Oleszczuk.

Jeśli cena kilograma masła sprzedawanego do marketu wynosi około 16 zł, a jedna kostka na półce kosztuje 6 czy 7 zł, to co można powiedzieć? Sklep zarabia blisko 100%. Jest duża nadprodukcja nabiału i handel to wykorzystuje – dodaje Edmund Oleszczuk.

Andrzej Rutkowski
Józef Nuckowski

Zdjęcie: Pixabay
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
12. grudzień 2024 12:54