StoryEditorŚrodki ochrony roślin

Rolnik użył właściwej substancji, a i tak dostał mandat

17.08.2021., 09:08h
Czy prowadząc rzetelnie i uczciwie ewidencję zabiegów ochrony roślin oraz stosując w zabiegu właściwą w danej uprawie substancję czynną można w Polsce zostać ukaranym? Niestety, okazuje się, że tak. Rolnicy oczekują zmian w przepisach, tak aby byli traktowani tak, jak farmerzy z krajów starej Unii.
– Na początku lipca miałem kontrolę z Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa z Hrubieszowa – mówi Piotr Jarczak ze Smoligowa w pow. hrubieszowskim. – Powiedzieli mi, że powodem kontroli są stwierdzone duże upadki pszczół na mojej plantacji fasoli. Sama kontrola odbywała się w trybie interwencyjnym, to znaczy, że ktoś taką informację do inspekcji zgłosił – wyjaśnia.
 
Nasz rozmówca podkreśla, że to kolejny rok z rzędu, gdy sytuacja w okolicy się powtarza.

– I co roku jest tak samo. Jest gminna komisja, PIORiN pobiera próbki, a ponieważ z góry zakłada, że winny musiał być rolnik a nie pszczelarz albo choroba pszczół rusza na kontrolę interwencyjną do któregoś plantatora. Inspektorzy mają ułatwione zadanie, bo wiedzą, że na popularną w okolicy fasolę praktycznie nie ma zarejestrowanych środków, więc zwykle mogą się czymś wykazać – mówi pan Piotr i dodaje, że w tym roku trafiło na niego. Rolnik podkreśla, że zarówno jemu, jak i innym rolnikom, z którymi na ten temat rozmawiał zależy na pszczołach i na rzetelnym wyjaśnieniu sprawy. Jednak, żeby to zrobić, nie można z góry zakładać, że winien może być tylko rolnik, zaznacza.

Niejasne wyjaśnienia inspektorów w czasie kontroli

Pan Piotr relacjonuje, że poprosił inspektorów o protokół potwierdzający, że stwierdzili na jego plantacji fasoli duże upadki pszczół.

– Każdy może mówić, że widział dużo padłych pszczół i że jest to spowodowane użyciem na danym stanowisku niedozwolonej substancji. Chciałem to w protokole zobaczyć czarno na białym – mówi.

Jednak urzędowy "Wynik kontroli/oględzin uprawy, na której mogło wystąpić zatrucie pszczół" nie potwierdził zarzutów. Znajduje się w nim zapis o pojedynczych padłych sztukach i o braku stwierdzenia przeprowadzania w ostatnim czasie jakiegoś zabiegu na plantacji fasoli Piotra Jarczaka.
 
Rolnik relacjonuje, że następnego dnia inspektorzy zabrali się więc za sprawdzanie ewidencji zabiegów ochrony roślin. I tu pojawił się problem. Chodzi o zastosowanie preparatu Aceptir 200 SE (substancja czynna to acetamipryd z grupy neonikotynoidów) na mszyce w buraku cukrowym.

Substancja ta sama, środek inny

– Wiedziałem, że Mospilan 20 SP preparat oparty na jednej substancji czynnej, czyli acetamiprydzie ma w tym sezonie czasowe, trzymiesięczne zezwolenie na zastosowanie w buraku cukrowym. W Mirczu, w punkcie, gdzie można zwykle od ręki kupić środki ochrony roślin mieli za mało Mospilanu, żeby opryskać moją plantację. Zadzwoniłem więc do hurtownika. Powiedziałem, że potrzebuję acetamiprydu. Hurtownik miał Aceptir. To insektycyd, podobnie jak Mospilan, na bazie acetamiprydu. Zamówiłem go i zastosowałem – mówi pan Piotr.
 
Plantator zaznacza, że na co dzień, podobnie jak wielu innych rolników, posługuje się nazwami substancji czynnych stosowanych w preparatach a nie ich nazwami handlowymi.

– Często są dziwaczne i trudne do zapamiętania. Poza tym Unia wycofuje przecież z użycia substancje czynne a nie preparaty, więc żeby być na bieżąco, trzeba orientować się w nazwach substancji – tłumaczy rolnik.
 
Podczas kontroli z PIORiN-u okazało się jednak, że to za mało. Bo acetamipryd, choć rzeczywiście był czasowo dopuszczony w buraku cukrowym, to tylko jako składnik Mospilanu 20 SP. O tym, czy dany preparat można zastosować w Polsce decyduje bowiem nie substancja czynna w nim użyta a nazwa handlowa i to nazw handlowych preparatów dotyczą dopuszczenia do stosowania a nie substancji. Czyli acetamipryd w Mospilanie wolno było zastosować w tym roku w buraku cukrowym przez trzy miesiące na mszyce, ale acetamiprydu w Aceptirze w tym samym czasie, w tej samej uprawie i na te same mszyce już nie.  Ale to nie wszystko. Inspektorzy z PIORiN stwierdzili, że w książce ewidencji prowadzonej przez Piotra Jarczaka nie podaje on godzin przeprowadzenia zabiegów.

– Prowadzę książkę w wersji elektronicznej. Kupiłem w tym celu legalny program komputerowy z certyfikatem. I teraz się okazuje, że nie spełnia on wymogów. Jak to możliwe? – dziwi się pan Piotr. Skontaktował się w tej sprawie z firmą, która przygotowała program.

– Powiedzieli, że go poprawią – mówi rolnik. – Chciałem dowiedzieć się, od kiedy należy podawać w ewidencji godziny zabiegów. Szukałem w internecie, czytałem Ustawę o środkach ochrony roślin z 2013 r. Nic nie znalazłem. Z kolei na na stronie PIORiN-u przeczytałem informację, że zgodnie właśnie z ustawą jest taki wymóg… To pewnie kolejny wymysł naszych urzędników, którzy chcą być świętsi od papieża.

Mandat dla plantatora może mieć poważne skutki 

Ostatecznie rolnik został ukarany mandatem karnym w wysokości 500 zł.

– Główna przyczyna to niewłaściwe użycie insektycydu – stwierdza Piotr Jarczak. Plantator spodziewa się jednak, że na tym sprawa może się nie skończyć. – Gdy mandat trafi do ARiMR, dojdzie zapewne do potrącenia procentu z dopłat. A w moim przypadku będą to już nie setki a tysiące złotych.
 
Pan Piotr jest rozgoryczony całą sytuacją. Prowadzi uczciwie dokumentację, zastosował właściwą substancję (choć nie preparat) i został ukarany.

– Niektórzy prowadzą dwie ewidencje zabiegów. Jedną pod kontrolę, drugą dla siebie, żeby się nie pogubić. I mają święty spokój. Ja tak nie potrafię – komentuje.
 
Córka państwa Jarczaków studiuje w Lublinie. Rodzice namawiają ją, żeby po zakończeniu nauki wróciła do domu rodzinnego i z czasem przejęła gospodarstwo. – Niestety, ma coraz więcej wątpliwości. Widzi, że z roku na rok przybywa biurokratycznych wymogów, coraz trudniej im wszystkim sprostać i że prowadzenie dokumentacji zabiera więcej czasu, którego brakuje na prowadzenie upraw.

Piotr Jarczak uważa, że polskie przepisy często stawiają rolnika na przegranej pozycji
  • Piotr Jarczak uważa, że polskie przepisy często stawiają rolnika na przegranej pozycji

Każda strona sporu ma swoje racje

O komentarz poprosiliśmy Aleksandrę Mrowiec, ekspertkę z Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin.

– Rolnicy często posługują się nazwami substancji czynnych a nie nazwami handlowymi preparatów i tu potrzebna jest dodatkowa czujność – mówi Aleksandra Mrowiec. – Po pierwsze, rolnik nie stosuje substancji czynnej a środek ochrony roślin, czyli mieszaninę różnych substancji, a po drugie, przepisy zobowiązują rolników do używania ich zgodnie z zasadami wskazanymi w etykiecie produktu. I tylko takie postępowanie pozwala uniknąć sytuacji, która przydarzyła się temu rolnikowi, czyli pozaetykietowego użycia zastosowania środka.
 
Ekspertka PSOR wyjaśnia, że powody, dla których ta sama substancja użyta w jednym środku ma rejestrację w danej uprawie a w innej uprawie rejestracji nie ma, mogą być bardzo różne. Może to być efekt strategii danej firmy, która stara się o rejestrację środka w tych uprawach, dla których jest zapotrzebowanie na rynku.
 
– Środek ochrony roślin jest mieszaniną substancji czynnej bądź substancji czynnych i pozostałych składników, których rodzaj i stężenie różnią się w zależności od formulacji. Czyli choć substancja czynna jest ta sama, to inne składniki preparatów nie. A tym samym, może różnić się także oddziaływanie tych środków na rośliny – wyjaśnia Aleksandra Mrowiec. – Jak jest w tej konkretnej sytuacji, nie podejmuję się stwierdzić. Ku przestrodze należy jednak pamiętać o tym, aby przestrzegać stosowania środków zgodnie z etykietą.
 
WIORiN w Lublinie pytany, czy ustalono odpowiedzialnego za upadki pszczół w gm. Mircze odpisał, że "…próbki pszczół są w trakcie badania i do chwili obecnej do WIORiN w Lublinie nie wpłynęły wyniki analiz." Jednocześnie zaznaczył, że na jednej plantacji (ale nie należącej do pana Piotra) stwierdzono użycie środków bez rejestracji w Polsce i niedopuszczone w ochronie fasoli. Z informacji inspektoratu wynika, że w gminie Mircze w dwóch ostatnich latach odnotowano aż siedem zgłoszeń "podejrzenia upadku pszczół w skutek nieprawidłowego stosowania środków ochrony roślin".
 
Wojewódzki inspektorat poinformował również, że w przypadku takiego zgłoszenia kontrola odbywa się także u osoby zgłaszającej. Jednak inspektorzy nie badają czy ewentualną przyczyną upadku pszczół są ich choroby: "… wykrywanie i analiza chorób występujących u pszczół nie należy do badań realizowanych przez PIORiN" – napisała Ewelina Surdacka, zastępca wojewódzkiego inspektora w Lublinie.
 
Z informacji udzielonej przez WIORiN można się także m.in. dowiedzieć, że PIORiN działa na mocy pięciu rożnych aktów prawnych, a przywoływana wyżej ustawa z 2013 r. jest tylko jednym z nich.

Rolnicy chcą, aby przepisy były równe dla wszystkich w Unii Europejskiej

Głos naszego Czytelnika, który oczekuje zmian w przepisach dotyczących stosowania środków ochrony roślin jest jedynym z wielu co oddaje panujące w branży oczekiwania. Pod koniec lipca zarząd Dolnośląskiej Izby Rolniczej skierował do prezesa KRIR pismo w tej sprawie. Rolnicy oczekują ujednolicenia przepisów dla wszystkich plantatorów w Unii Europejskiej, tak aby były spójne. Piszą m.in. "Na terenie Polski nie można stosować tych samych środków ochrony roślin co w Niemczech, Holandii czy Francji. Jest to ze szkodą dla polskich rolników, ponieważ francuscy rolnicy mogą stosować środki ochrony roślin w większej dawce i środkiem niedopuszczonym do obrotu w Polsce".
 
DIR podkreśla, że polskie przepisy są bardzo restrykcyjne. "…na polskim rynku wycofuje się wiele substancji czynnych, co powoduje, że rolnicy nie mają alternatywy na zastosowanie innego środka ochrony roślin. Powoduje to mniejszą opłacalność w hodowli roślin, mniejsze plony przy wyższych kosztach produkcji." "Obecnie, aby środek ochrony rośli mógł być stosowany, w każdym kraju członkowskim Unii Europejskiej wydawane jest odrębne zezwolenie na obrót".


Krzysztof Janisławski
Zdjęcie: Krzysztof Janisławski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
23. grudzień 2024 07:18