Choć jest niewielka gabarytowo, to codziennie na „swoje barki” bierze spore ładunki. Nie ma bowiem dnia, aby nie dowoziła do obory słomy czy sianokiszonki. Wypycha też obornik i układa go na pryzmie. Wozi na paletach pasze, koncentraty, dodatki. Nakłada na owijarkę bele. Zimą odśnieża, a wiosną ładuje nawozy. Ta maszyna kręci u naszego Czytelnika tyle motogodzin, ile najbardziej eksploatowany ciągnik w gospodarstwie.
–
Pierwszy raz zetknąłem się z miniładowarką Avant w 2009 roku. Wtedy na dwa tygodnie trafiła do mnie na testy jedna z takich maszyn. Zaskakujące było to, że najwięcej jeździła nią moja mama dowożąc słomę czy kiszonki do obory i tak jej się ta maszyna spodobała, że powiedziała, że powinniśmy zrobić wszystko, żeby taką maszynę kupić. Gdy w 2011 roku przejąłem gospodarstwo od rodziców, pierwszą moją inwestycją był właśnie zakup miniładowarki – wspomina rolnik z Lubelszczyzny.
Na liczniku ponad 2250 godzin
Rolnik kupił model Avant 635, a więc dokładnie taki sam, jaki wcześniej miał okazję testować. Maszyna dysponuje udźwigiem 1100 kg, a ładunki jest w stanie wznieść na wysokość około 2,8 metra. Kluczowe są jej niewielkie wymiary, czyli około 1,3 metra szerokości i około 2 metrów wysokości, które umożliwiają wjazd nawet do bardzo ciasnych obór, a takich w gospodarstwie nie brakuje. Napędza ją czterocylindrowy silnik Kubota o mocy 37,5 KM, który jest oszczędny - bo, jak mówi właściciel maszyny, 25-litrowy zbiornik na olej napędowy wystarcza na 16–17 godzin efektywnej pracy. Maszyna spala więc tylko około 1,5 litra paliwa na godzinę (...