Nowy agregat uprawowy o znacznej szerokości roboczej wyposażony w sekcje talerzowe lub zęby robocze z elementami doprawiającymi kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych. A trzeba mieć na względzie, że bez odpowiedniej klasy maszyny w dzisiejszym gospodarstwie prowadzenie produkcji roślinnej jest niemożliwe.
– Kiedyś uprawiałem ziemię lekkim agregatem. Niestety, po trzech sezonach na naszych kamienistych glebach sprzęt ten do niczego się już nie nadawał.
Na trudne warunki
Wtedy okazało się, że w gospodarstwie niezbędny jest jakiś większy i solidniejszy agregat – mówi Mariusz Marszał z położonej niemal na granicy Kujaw i Wielkopolski wsi Wydartowo.
Mimo że okoliczne ziemie są dosyć lekkie i piaszczyste, to do ich uprawy niezbędny jest ciężki sprzęt. Występuje na nich ogromna ilość kamieni, a jedynym sposobem na ich pozbycie się jest ich wduszenie w ziemię.
– Potrzebowałem maszyny, która skonstruowana byłaby specjalnie pod moje gleby. Nie chciałem jednak wydawać ogromnej ilości pieniędzy na fabryczny agregat. Dlatego postanowiłem skonstruować coś samodzielnie – opowiada Marszał.
Prace nad maszyną trwały kilka miesięcy. Ich efekt budzi podziw. Powstał bowiem ciężki, ponad 4-tonowy agregat uprawowy, którego nie powstydziłby się niejeden producent maszyn. Rolnikowi organizator jednego z pokazów sprzętu rolniczego, które odbywają się w okolicy, zaproponował, żeby ten zaprezentował swój sprzęt. Uznano, że byłby on sporą atrakcją dla zwiedzających. Ostatecznie do prezentacji nie doszło, ponieważ na udział w pokazach nie zgodził się jeden z seryjnych producentów agregatów, uznając, że dzieło Mariusza Marszała byłoby zbyt dużą konkurencją.
Agregat powstał przy wykorzystaniu typowych standardowych części dostępnych w hurtowniach. Metalowe profile kupiono w hurtowni stali. Imponująco prezentuje się także cały korpus uprawowy. Na samym początku znajduje się włóka. Ramiona podtrzymujące mają możliwość zmiany wysokości. Listwa równająca zamocowana jest przegubowo, a w razie wystąpienia większego spiętrzenia gleby lub najechania na kamień może odchylić się do tyłu, po czym wrócić do pierwotnej pozycji roboczej. Jest to realizowane za pomocą sprężyn, które w tym przypadku wykorzystano od dyszla ze zwykłej przyczepy. Skrócono je o połowę, dzięki czemu możliwa jest również regulacja kąta natarcia w zależności od rodzaju gleby oraz zmiana wysokości kąta natarcia w stosunku do nachylenia terenu. Za włóką zainstalowano wał strunowy o średnicy aż 470 mm.
– To sporo, jednak zadecydowała o tym specyfika moich gleb. Przy mniejszym rozmiarze na ziemiach lekkich jest tendencja do zapadania. Mi chodziło natomiast o to, by ze sporą prędkością móc to ciągnąć po piachach i górach – twierdzi Marszał.
W czterech rzędach
Listwy wału strunowego są hartowane, karbowane, o profilu falistym. Wał zamocowany jest do ramy agregatu na łożyskach, podobnie jak tylny wał Packera. Zaraz za wałami umocowanych zostało w 4 rzędach 60 zębów – sprężynowych typu S. Podziałka międzyzębna wynosi 10 cm. Poszczególne rzędy umieszczone są co 40 cm na każdej listwie. Istnieje także, w zależności od potrzeby, możliwość zamontowania innego rodzaju zębów. Kolejną sekcję uprawową stanowi wał Packera o średnicy 480 mm. Jest on dodatkowo wyposażony w zdzieraki, które mają wspawane płytki manganowe. Czyni to je niemal niezniszczalnymi. Płytki manganowe są bowiem wykorzystywane do budowy sejfów.
Na końcu jest także zagarniacz ze sprężynami. Wykorzystano tutaj element od siewnika zbożowego krajowej produkcji. Całość jest zawieszana na ogromnej osi, piastach i kołach od naczepy tira typu mega.
Walory użytkowe agregatu są zwiększone także dzięki nowatorskiemu rozmieszczeniu sekcji uprawowych. Są one zamocowane w układzie mijanym, jedna jest więc przesunięta za drugą. Odciąża to hydraulikę traktora, a środek ciężkości jest przesunięty do tyłu.
– Opracowując projekt maszyny, obejrzałem wiele agregatów. W żadnym nie widziałem, by nie zostawiał ścieżki na styku sąsiednich przejazdów. W moim natomiast dzięki temu, że elementy się mijają, na polu jest gładko – mówi Mariusz Marszał.
Nim powstał komputerowy projekt, rolnik zbierał opinie od operatorów fabrycznych maszyn. Pytał, co najczęściej ulega awariom, co najszybciej zużywa się, co pęka. Chodziło o to, aby w fazie projektowania postawić na zwiększenie walorów użytkowych urządzenia.
Cenne uwagi
– Nie bez znaczenia było też to, że uległem ciężkiemu wypadkowi. Miałem pogruchotany kręgosłup. Praktycznie leżałem unieruchomiony w łóżku. Miałem sporo wolnego czasu, a że z natury nie potrafię siedzieć bezczynnie i mam ogromne zamiłowanie do mechaniki, wracając do zdrowia, przystąpiłem do rysowania w komputerze planów agregatu – wspomina Marszał.
Opracowanie projektu zajęło około 2 – 3 miesięcy, bezcenne okazały się też uwagi jednego z kolegów, który od lat uprawia kukurydzę. Doradzał on przy wyborze najpraktyczniejszych rozwiązań. Dzięki temu powstały dwa identyczne, a przy tym unikalne agregaty.
Wykonanie tak potężnej i solidnej maszyny możliwe było dzięki temu, że Mariusz Marszał nie tylko prowadzi działalność rolniczą. Przy gospodarstwie znajduje się także zakład zajmujący się obróbką metali. Produkowane są w nim między innymi sejfy, przez co w agregacie znajdują się niektóre elementy, które służą do budowy pancernych kas. To właśnie w warsztacie powstały elementy, z których stworzono potem sekcje uprawowe. W przyszłości agregat ma stać się nie tylko maszyną uprawową, ale także siewną. W przyszłym roku podczepiony ma być siewnik, dla którego już przewidziano specjalne gniazdko hydrauliczne. Modernizacji ma ulec cała instalacja. Głębokość pracy elementów roboczych reguluje się mechanicznie poprzez zmianę położenia sworznia i dźwigni w płytach wielootworowych. Ale konstruktor już myśli o zmianie tego parametru, który będzie realizowany z wykorzystaniem hydrauliki.
Jak twierdzi Mariusz Marszał, trudno mu oszacować całkowity koszt budowy maszyny. Przyznaje jednak, że jest on zdecydowanie niższy niż zakup nowego fabrycznego urządzenia, a przy tym maszyna całkowicie odpowiada oczekiwaniom rolnika.
Tomasz Ślęzak