Wyścig był przeprowadzany na takich samych zasadach, na jakich organizowane są rajdy samochodowe. Zadbali o to przedstawiciele i sędziowie z Automobilklubu Toruńskiego. Regulamin, jak i zasady Pucharu Polski były wzorowane na regulaminach rajdów samochodowych. Pomiar czasu mierzony był elektronicznie z wykorzystaniem fotokomórek.
Pomiar podczas każdego przejazdu odbywał się z dokładnością do 0,01 sek. Podobnie jak w przypadku rajdów samochodowych, sędziowie za każdą sekundę przyznawali 1 pkt. karny. Mistrzem wyścigu został kierowca, który był sklasyfikowany i zdobył najmniejszą ilość punktów karnych. W tym roku oprócz tradycyjnych kategorii maszyn z silnikami do 80 KM i ciągników z jednostkami napędowymi powyżej 80 KM organizatorzy wprowadzili klasę traktorów zabytkowych.
Ranga Pucharu Polski Traktorów ściągnęła do Wielowsi nie tylko miłośników techniki rolniczej i wyścigów z województwa kujawsko-pomorskiego. Dla pasjonatów ścigania nie było problemu, aby pokonać kilkaset kilometrów tylko po to, by powalczyć o Puchar Polski.
Bronisław Barczykowski prowadzi 16-hektarowe gospodarstwo w Jakubowie niedaleko Pniew w Wielkopolsce. Do Wielowsi pokonał w jedną stronę 180 km.
– Szukałem jakiegoś tradycyjnego transportu na dwa tygodnie. Kłopot jednak w tym, że samochody ciężarowe w niedzielę nie jeżdżą po polskich drogach. Dodatkowo firmy transportowe życzą sobie po 5 zł za przejechany km. Przyjechałem więc samodzielnie. Z Pniew wystarczyło mi około 100 l. ON, aby znaleźć się w Wielowsi a do tego wrócić z powrotem – powiedział nam Bronisław Barczykowski.
Rolnik na Pucharze Polski stawił się aż dwoma ciągnikami. Ursus C 385 w eksportowej odmianie de luxe z 1989 r. ciągnął przyczepę, na której został umieszczony Ursus C 360 3P z 1986 r.
– Chciałem wystartować w dwóch kategoriach, dlatego też jeden z moich Ursusów ciągnął przyczepę, na której był transportowany kolejny Ursus. Wyjechałem o godz. 3 rano i w Wielowsi byłem na miejscu już po godzinie 9. O wyścigu się dowiedziałem z publikacji w „Tygodniku Poradniku Rolniczym”. Rajdy traktorów ciekawią mnie i pasjonują. Do przyjazdu zmobilizowała mnie ranga Pucharu Polski. Dysponuję polskimi starymi ciągnikami i chciałem się zmierzyć z nafaszerowanym elektroniką nowoczesnym sprzętem zachodnim – poinformował nas Bronisław Barczykowski.
Wyścig lepszy niż dożynki
Puchar Polski Traktorów ściągnął tłumy kibiców. Organizatorzy po raz pierwszy w historii ciągnikowych rajdów w Wielowsi musieli uzyskać zgodę władz na przeprowadzenie imprezy o charakterze masowym. Według ich szacunków w kulminacyjnym momencie wyścigu oglądało go około 4 tys. kibiców. Jak przystało na tak wysoką rangę imprezy, obserwowali ją nie tylko kibice z powiatu inowrocławskiego i ościennych gmin. Niektórzy pokonali wiele kilometrów, aby obejrzeć zawody. Okazywały się one znacznie bardziej atrakcyjne niż organizowane licznie pod koniec sierpnia dożynki.
– Przyjechaliśmy, bo dowiedzieliśmy się o rajdzie z „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Z tego co wyczytaliśmy, to impreza zapowiadała się bardzo ciekawie. Faktycznie wiele się tutaj dzieje. Zastanawialiśmy się czy może nie przyjechać ciągnikiem, aby się ścigać jednak ostatecznie stwierdziliśmy, że nasz Belarus tyle się napracuje, że szkoda go na takie zawody – usłyszeliśmy od Tadeusza Jaskólskiego z miejscowości Strzyżewo Witkowskie w powiecie gnieźnieńskim.
Rolnik stwierdził, że impreza jest organizowana w bardzo dobrym momencie, po żniwach i przed orkami pod jesienne zasiewy. Doskonały czas i okazja do odpoczynku po ciężkich pracach polowych.
– Puchar Polski Traktorów to zdecydowanie lepsza rozrywka niż wizyta na coraz bardziej monotonnych dożynkach, które są masowo w ostatnim czasie organizowane. Przestaje to być święto rolnika i przeradza się w zabawę władzy. W naszej okolicy ostatnio nie chce się nawet już organizatorom przywozić na dożynki sprzętu rolniczego – stwierdził Tadeusz Jaskólski.
Rajdowe zasady
Organizatorzy Pucharu zrobili bardzo wiele, aby operatorzy traktorów rolniczych przez chwilę mogli poczuć magię profesjonalnych rajdów i wyścigów samochodowych. Sporym wyzwaniem było pokonanie wymagającego odcinka specjalnego. Tor został ustawiony w znacznym stopniu w poprzek uprawianego pola. Był on więc technicznie bardzo wymagający oraz sprawiał sporo kłopotu tym zawodnikom, którzy dysponowali ciągnikami bez amortyzowanego zawieszenia.
– Najpierw na próbę przejedziemy w kolumnie odcinek specjalny tak, aby każdy wiedział jak ma jechać. Nawierzchnia na nim trochę się wygładzi. Bardzo proszę, aby nie gazować na zakrętach, bo to doprowadzi do tak zwanego orania toru i wszystkim zawodnikom utrudni późniejszy przejazd. Do startu ciągniki podprowadzać będzie sędzia. Odbywa się on po zapaleniu się zielonego światła. Na rajdowej tablicy najpierw dokonywane będą odliczenia. Wyświetli się 60 – 30 – 15 – 10 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1 a potem zapalą się trzy zielone światła, po których nastąpi start – informował zawodników sędzia PZMot na odprawie przed zawodami.
Do ścigania bardzo profesjonalnie podchodzili także i rolnicy. Niektórzy troskliwie obchodzili się ze swoimi maszynami. Zdarzało się, że przed startem były one traktowane jak kosztujące ogromne pieniądze wyścigówki.
Józef Jaskulski z Rycerzewka w gminie Pakość swojego Ursusa poddawał dokładnej pielęgnacji. Prezentacja i parada dla kibiców była poprzedzona dokładną kosmetyką i polerowaniem metalowych elementów ciągnika miękką szmatką.
– Ścigam się poczciwym C 360 krajowej produkcji. Ciągnik jest oryginalny. Została w nim nieco zmieniona kabina i maska. Maszyna jest z 1974 r. Jest jedyna w gospodarstwie, dlatego też nie tylko przy okazji wyścigu dbam o niego tak, aby starczył jeszcze na długie lata. Ciągnik kupiłem wiele lat temu używany. Od razu przeprowadziłem remont silnika. Wymieniliśmy maskę, opony, kabinę, bo stara była zniszczona. Rocznie traktor przepracowuje 300 – 400 motogodzin.
Nie przygotowywałem się specjalnie do rajdu. W niedzielę rano przed wyjazdem traktor został myjką ciśnieniową jedynie umyty – powiedział nam Józef Jaskulski.
Technika i doświadczenie
Rolnik należy do grona weteranów rajdu w Wielowsi. Brał udział w jego wszystkich edycjach zarówno zimowych, jak i letnich. Jak sam przyznaje, podczas ścigania się rolniczymi ciągnikami bardzo ważne jest opanowanie, praktyka i doświadczenie. Te elementy najbardziej przekładają się na późniejszy czas przejazdu. Nie wolno też jeździć zbyt brawurowo. Może jest to widowiskowe, ale nie zawsze przekłada się na wynik. Rolnik nie poleca bezmyślnego wciskania pedału gazu w podłogę. Radzi, aby bardziej skupiać się na technice jazdy.
– Nowoczesne traktory wsparte układami hydraulicznymi i elektrycznymi mają zdecydowaną przewagę nad tymi pochodzącymi z minionej epoki. W starych Ursusach i Zetorach biegi trzeba przełączać ręcznie. Skrzynia nie zawsze od razu spasuje przełożenia. Czasem coś zazgrzyta. No i tracimy w ten sposób cenne sekundy. W nowych traktorach jest dżojstik i kiwnięciem jednego palca dobierane jest przełożenie, które odpowiada za prędkość jazdy. Stary sprzęt nie wybacza żadnych błędów – stwierdził Józef Jaskulski.
W pierwszym oficjalnym Pucharze Polski Traktorów w kategorii maszyn zabytkowych udział wzięło dziesięć maszyn. Wygrał ją Hubert Kacprzak na traktorze Hela Diesel przed swoim ojcem Romanem Kacprzakiem, który startował zabytkowym Ursusem C 45. Trzecie miejsce przypadło Łukaszowi Brzykcy.
– Ciągniki zabytkowe to pasja mojego ojca, która także i mnie pochłonęła. Od zawsze jeździmy takimi maszynami. Oczywiście wcześniej wkładamy sporo pracy i wysiłku w remont i restaurację zabytkowych traktorów. Mamy ich ponad 20 w Rycerzewku, w którym prowadzimy własny skansen historycznych maszyn rolniczych. Startowałem na bardzo szybkim ciągniku. Hela Diesel z dwucylindrowym silnikiem z 1957 r. Strategia jazdy była prosta. Cały czas na pełnym gazie. Siedzenie trochę mi uciekało, ale technicznie dałem radę – stwierdził po odebraniu Pucharu Polski Traktorów Hubert Kacprzak.
Traktor z Mercedesa
Kategoria do 80 KM mocy została zdominowana przez Jerzego Wojtowicza, który przyjechał do Wielowsi z oddalonego o 50 km Służewa. Zawodnik startował własnoręcznie skonstruowanym ciągnikiem SAM 2013. Maszyna została zbudowana z elementów pochodzących od starego dostawczego Mercedesa. To z niego pochodził też niespełna 80-konny dieslowski silnik.
Niewielka waga przy mocy silnika Mercedesa powodowała, że traktor dysponował ogromnym przyśpieszeniem. To dlatego zainstalowane zostały w nim mercedesowskie hamulce tarczowe. Ciągnik też miał oryginalną samochodową skrzynię biegów. Wykorzystywana jest do jazdy szosowej. Dla poruszania się po polu niezbędne było zainstalowanie obok drugiej skrzyni z mniejszymi przełożeniami.
Sam 2013 ze znaczną przewagą wygrał ze Sławomirem Rysiem, który zajął drugiej miejsce i Michałem Szewczakiem.
Puchar Polski w najmocniejszej kategorii powędrował zaś do Leszka Sławinowskiego. Drugie miejsce przypadło Szymonowi Książkowi, a trzecie Pawłowi Kubasikowi.
– Udało się wygrać dzięki temu, że ciągnik mój posiada automatyczną skrzynię biegów. Po wciśnięciu gazu do podłogi komputer sam dobrał przełożenie, co pozwoliło na natychmiastowe osiągnięcie maksymalnej prędkości jazdy. Hamowałem tylko wtedy, kiedy było to koniecznie. W ten sposób udało się wygrać. Do wyścigu nie były przeprowadzane żadne specjalne przygotowania. New Holland T7.210 został rano przed wyjazdem do Wielowsi umyty. To w zupełności wystarczyło do zdobycia Pucharu Polski – powiedział nam Leszek Sławinowski.
Patronem medialnym Pucharu Polski Traktorów był „Tygodnik Poradnik Rolniczy”. Dla zwycięzców poszczególnych kategorii ufundowaliśmy 1 tys. zł nagrody.
Tomasz ŚLĘZAK