X edycja Wojwódzkiego Konkursu Orki już za nami. Jak wyglądała rywalizacja?
Konkurs podzielono na dwa etapy. Pierwszy polegał na wykonaniu kilku przejazdów testowych, podczas których zawodnicy dokonywali ustawień pługa. W drugim wykonywana była właściwa orka, którą oceniali sędziowie. Do dyspozycji zawodników udostępnione zostały trzy takie same zestawy składające się z ciągników Zetor Forterra HSX 140 z czteroskibowymi obracalnymi pługami Unia Ibis XMS. Konkurs był przeprowadzony w oparciu o ścisłe reguły. Zawodnicy nie mieli prawa podpatrywania konkurencji. Zabronione było przebywanie w miejscu, gdzie była dokonywana ocena wykonywanej orki. Kibicowanie dozwolone było tylko dla tych zawodników, którzy wykonali już swój przejazd konkursowy. Podczas treningów nie można było także korzystać z pomocy merytorycznej i rad osób trzecich.
– Ocenialiśmy kilka parametrów m.in. głębokość orki, miejsce rozpoczęcia i zakończenia pracy pługa, prostolinijność orki oraz wygląd zaoranego pola. Mierzony był też czas po to, aby dokonywanie ustawień pługa w trakcie konkursu nie przeciągało się w czasie – mówi prof. Lech Gałęzewski z Wydziału Rolnictwa i Biotechnologii Politechniki Bydgoskiej, który był przewodniczącym komisji konkursowej i któremu pomagali prof. Mariusz Piekarczyk oraz dr Jerzy Kaszkowiak.
Zwyciężył rolnik, który wykonuje orkę od 20 lat. "Przydało się też doświadczenie"
Trzecie miejsce w konkursie zajął reprezentant powiatu lipnowskiego Miłosz Augustyn. Wyprzedził go Hubert Marcinkowski z powiatu toruńskiego. Zwyciężył Marcin Wolski który w miejscowości Głażewo (gm. Unisław, pow. chełmiński) prowadzi 50-hektarowe gospodarstwo, w którym trzyma 30 szt. bydła opasowego. Organizatorzy przygotowali dla uczestników nagrody. Każdy otrzymał zestawy narzędziowe. Za zdobycie trzeciego miejsca firma "Majka" ufundowała bon o wartości 5 tys. zł na siłowniki hydrauliczne. Za drugie Fortis przekazał zbiornik na paliwo rolnicze, zwycięzca zaś otrzymał bon o wartości 10 tys. zł do zrealizowania przy zakupie maszyn z oferty firmy Unia.
– Decydowało opanowanie. Udało się opanować nerwy i zachować chłodną głowę. Wystarczyło podczas konkursu robić to, co zwykle wykonuje się na własnym polu. Przydało się też doświadczenie. W moim gospodarstwie orkę wykonuję od 20 lat. Mam identyczny pług jak ten, który był wykorzystywany w zawodach. Trochę wysiłku wymagało opanowanie ciągnika, bo Zetor miał 140 KM, a ja pracuje 180-konnym traktorem. Nie spodziewałem się, że wygram i nie wiem jeszcze, na zakup jakiej maszyny przeznaczę zdobyte 10 tys. zł nagrody – powiedział po zawodach Marcin Wolski.
20 zawodniczek stanęło do do pojedynku w konkursie "Kobiety na Zetory"
Organizatorzy przeprowadzili również konkurs "Kobiety na Zetory", który polegał na przejeździe po wcześniej wyznaczonym torze Zetorem Major CL 80, który przed maską miał zamontowaną półkę. Na niej była umieszczona piłka. Należało tak jechać, aby piłka z półki nie spadła. Kiedy jednak do tego doszło, konieczne było zatrzymanie ciągnika i ponowne umieszczenie piłki. Liczył się więc czas oraz precyzja. W tym konkursie wystartowało 20 zawodniczek.
– W zeszłym roku też startowałam i wtedy, kiedy ze mną rozmawiał "Tygodnik Poradnik Rolniczy" życzyliście mi zwycięstwa w kolejnej edycji. I to się spełniło, bo udało mi się wygrać w tym roku – powiedziała po zawodach Ewa Walus. – Drugi raz w życiu miałam możliwość jechania ciągnikiem rolniczym. Miałam sporo szczęścia. Liczyła się chwila. Postanowiłam jechać od razu na czwartym biegu. Między balotami słomy i na zakrętach trzeba było puścić nogę z gazu. Przed zawodami nie było żadnych treningów. Nie prowadzę gospodarstwa. O rolnictwie mam wiedzę teoretyczną, gdyż na co dzień pracuję w biurze powiatowym izby rolniczej w Nakle.