Czy apel o interwencję na rynku mleka nie był przedwczesny?
Krzysztof Wróblewski: – Pojawiły się głosy, że inicjatywa Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich wspierana przez „Tygodnik Poradnik Rolniczy”, która zmierzała do uruchomienia przez Agencję Rezerw Materiałowych wykupu odtłuszczonego mleka w proszku oraz masła z przeznaczeniem na zapasy strategiczne była przedwczesna. Jak pan skomentuje te opinie?
Waldemar Broś: – Owe opinie w dużej mierze mają charakter „piarowski”, a mówiąc po staremu – propagandowy. Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich zrzesza 80 procent spółdzielni mleczarskich. Oznacza to, że znaczna część producentów mleka, a w naszym kraju pracuje ponad 110 tysięcy gospodarstw mlecznych, to członkowie spółdzielni funkcjonujących w ramach KZSM. Jednak chciałbym, aby mój głos był odebrany ponad mleczarskimi podziałami, które mają często podłoże ambicjonalne i osłabiają branżę. Uważam też, że problemów trapiących polskie mleczarstwo nie rozwiąże się za pomocą wirtualnych konferencji. Dlatego zamierzam się skupić na faktach. I tak: 24 marca oficjalnie skierowaliśmy do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi pismo, w którym postulowaliśmy niezwłoczne rozpoczęcie działań, które zapobiegłyby kryzysowi na rynku mleka i jednocześnie gwarantowałyby bezpieczeństwo żywnościowe naszego kraju w obliczu narastającej pandemii koronawirusa. Skupiliśmy się w pierwszej fazie na tym, aby Agencja Rezerw Materiałowych rozpoczęła wykup interwencyjny masła i mleka w proszku z przeznaczeniem na zapasy strategiczne bowiem ten mechanizm można było uruchomić najszybciej. A ten kto szybko daje, ten dwa razy daje. Owszem, następnym mechanizmem musiałaby być interwencja unijna, ale ta z reguły jest bardzo spóźniona, więc i kosztowna. Przykładem tego stanu rzeczy jest poprzedni kryzys na rynku mleka w latach 2015–2016, którego wymiar jest znacznie mniejszy niż obecnej katastrofy gospodarczo-społecznej. Interwencję rozpoczęto wówczas zbyt późno, dlatego była ona tak kosztowna. Wobec tego uważam, że nasze działania podjęte 24 marca były jak najbardziej uzasadnione. Wszak już po tygodniu od wysłania naszego stanowiska zaczęło się źle dziać w polskim sektorze mleczarskim. Rozpoczął się gwałtowny proces spadku cen zbytu masła i odtłuszczonego mleka w proszku. Tak na marginesie, to spadek cen masła trwał od kilku miesięcy, ale epidemia koronawirusa znacznie przyspieszyła ów proces. Rok temu ceny masła w blokach wynosiły około 17 zł za kilogram. W połowie marca masło w blokach kosztowało około 14 złotych za kilogram, natomiast przed świętami wielkanocnymi pojawiły się oferty zakupu masła poniżej 11 zł. Jednak w czasach przed koronawirusem – gdy ceny masła szły w dół – dobrze płaciło odtłuszczone mleko w proszku, bowiem jego cena przekraczała 11 zł za kilogram. Obecnie cena odtłuszczonego mleka w proszku oscyluje wokół 8 zł za kilogram i właściwie zbliża się do poziomu ceny interwencyjnej, która została ustalona przez Unię około 15 lat temu. Przypomnę tutaj, że wynosi ona 169,8 euro za 100 kilogramów. I ma skandalicznie niski wymiar, bowiem ustalono ją w czasach, kiedy koszty produkcji i przetwórstwa mleka były znacznie niższe niż obecnie. Poza tym, spora część tej ceny zjadła inflacja. Należy tutaj wspomnieć też o znacznym spadku ceny śmietany przerzutowej. W ubiegłym roku jej cena dochodziła do 19,5 grosza za jednostkę tłuszczu, a dwa miesiące temu około 17 groszy za jednostkę, obecnie ta cena spadła poniżej 12 groszy. Innym wyznacznikiem kryzysu są ceny mleka przerzutowego – cena mleka pełnego oscyluje w granicach 80–90 groszy za litr, zaś cena mleka chudego wynosi w granicach 40 groszy za litr, natomiast w okresie przedświątecznym zdarzały się ceny ok. 30 groszy. Na dodatek nasz osłabiony rynek mleka może być dezorganizujący poprzez import koncentratu mleka chudego głównie z Francji i Niemiec, a to oznacza, że pozyskany z tego koncentratu litr mleka chudego kosztuje nieco ponad 20 groszy za litr. Obecnie polscy przetwórcy są zasypywani ofertami na import tego mleka.
Zakłady mleczarskie są obecnie w kiepskiej sytuacji ekonomicznej
Na znaczne zmniejszenie przychodów polskiego mleczarstwa wpłynęło też poważne ograniczenie eksportu produktów mleczarskich. Nie chodzi tylko o rynek chiński, ale też państwa Unii Europejskiej – np. takie jak Włochy czy też Niemcy. Wprawdzie Chiny wznowiły eksport produktów mleczarskich, ale z racji tego, że znacznie podrożał fracht, ten eksport jest mało opłacalny i wręcz ryzykowny. Skończył się też szał zakupowy produktów mleczarskich na rynku krajowym. Konsumenci narobili zapasów na kilka tygodni. Spółdzielnie mleczarskie liczyły jednak, że tradycyjnie okres tuż przed świętami wielkanocnymi będzie dla nich dobry pod względem ekonomicznym. Jednak do zmniejszenia poziomu zakupów przedświątecznych przyczynił się też fakt utrudnienia dostępu do sklepów z racji ograniczeń wynikających z walki z koronawirusem. Unieruchomienie hoteli, restauracji, sanatoriów i ośrodków wypoczynkowych – będące następstwem wspomnianych wcześniej ograniczeń – oznaczało znaczne zmniejszenie przychodów tych zakładów mleczarskich, które sprzedawały swoje wyroby w sektorze HoReCa. Z kolei zamknięcie placówek oświatowych sprawiło, że do zera spadła sprzedaż mleka szkolnego. Oczywiste jest, że zakłady mleczarskie są obecnie w kiepskiej sytuacji ekonomicznej, ale na horyzoncie pojawiło się zagrożenie, które pogłębi ten kryzys. Chodzi o żądania wielkich sieci handlowych zmierzających do znacznego obniżenia cen zbytu! Będą to propozycje z kategorii tych nie do odrzucenia! Przypuszczam, że ulegną im nawet najsilniejsze firmy mleczarskie. Pamiętajmy, że branża mleczarska pracuje na niskiej rentowności, zaś 2-procentowa rentowność jest bardzo dobrym wskaźnikiem ekonomicznym.
Kto poniesie koszty kryzysu?
Z tych faktów, które przedstawiłem wynika niezbicie, że koszty tego kryzysu poniosą zakłady przetwarzające mleko oraz rolnicy – producenci mleka. W zakładach – jeszcze przed okresem koronawirusa – wzrosły już koszty pracy, energii, opakowań czy też koszty wynikające z ochrony środowiska. Obecnie w okresie pandemii koronawirusowej wzrosły dodatkowo koszty przetwórstwa z racji wprowadzonych zabezpieczeń. Wzrostowi uległy też koszty wszelkiego transportu wyrobów mleczarskich. Natomiast słaba złotówka jest kolejną przyczyną podwyżki cen opakowań i odpowiednich komponentów z importu niezbędnych w procesie przetwórstwa mleka.
W gospodarstwach zajmujących się produkcją mleka obserwujemy też wzrost kosztów produkcji z racji zarazy koronawirusowej. Gwałtownie rosną ceny pasz i komponentów paszowych – między innymi śruty rzepakowej czy też soi. Olbrzymim zagrożeniem dla produkcji mleka jest też ogromna susza. Należy też pamiętać, że duża część nowoczesnych gospodarstw nastawionych na mleko obciążona jest kredytami. Takie są fakty!
Spadają ceny skupu mleka
Ale faktem są też masowe obniżki cen skupu mleka, których proces się już rozpoczął. Są one prostym następstwem sytuacji, którą wcześniej opisałem. W dziesiątkach zakładów mleczarskich już kwietniowe mleko będzie znacznie tańsze, chociaż pierwsze obniżki cen skupu dotyczyły mleka skupionego w marcu. A co będzie w maju, gdy zacznie się szczyt w dostawach mleka! Dlatego Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich oczekuje od rządu premiera Mateusza Morawieckiego podjęcia niezwłocznie działań, które nie dopuszczą do załamania polskiego sektora mleczarskiego. Mam głęboką nadzieję i ciągle wierzę, że minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski będzie naszym sojusznikiem w staraniach (i poprze propozycje Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich) na rzecz stabilizacji rynku produkcji i przetwórstwa mleka w naszym kraju. Dlatego też, wracamy do propozycji przekonania Unii Europejskiej o pilne uruchomienie zakupów interwencyjnych OMP i masła. Tylko w ten sposób można zdjąć nadwyżki z rynku i nie dopuścić do drastycznego spadku cen skupu mleka płaconych rolnikom. Rolnicy – producenci mleka zainwestowali ogromne środki we własne gospodarstwa biorąc na to kredyty, które przyjdzie im spłacać jeszcze przez długie lata. Niestety, słyszę również takie głosy, które z jednej strony mówią o potrzebie pomocy rolnikom i przetwórcom, ale z drugiej strony wylewają krokodyle łzy, co to będzie jak Unia kupi duże ilości mleka w proszku, to stracą na tym przede wszystkim rolnicy. Stanowisko to jest niestety fałszywe i nieszczere. Jest oczywiste, że rolnicy i przetwórcy nie mogą stracić na tej operacji, ale pod warunkiem, że zakupione nadwyżki z powrotem nie trafią na rynek. Można je, a nawet trzeba, skierować na pomoc humanitarną lub na paszę. Ten sposób zagospodarowania nadwyżek, mimo wszystko w daleko idącej perspektywie będzie mniej kosztowny dla UE i poszczególnych państw od ponownej odbudowy zrujnowanego rynku.
Jeszcze jedno, na zakończenie swojej wypowiedzi chciałbym rozprawić się z mitem, z którego wynika, że znaczne ograniczenie produkcji mleka w Polsce jest dobrym lekarstwem na obecny kryzys. To nie jest lekarstwo, ale wręcz trucizna. Jego zastosowanie sprawi, że wypadniemy z eksportu, zaś braki na rynku krajowym zostaną uzupełnione importem z takich potęg mleczarskich jak Niemcy, Holandia czy Francja. Ta trucizna sprawi, że likwidacji ulegną dziesiątki tysięcy miejsc pracy. A konsekwencją jej zastosowania będzie znaczne naruszenie bezpieczeństwa żywnościowego Polski, tak niezwykle ważnego w czasie głębokich kryzysów państwa – w tym też tego obecnego, którego sprawcą jest koronawirusowa zaraza.
Chcę dodać wiadomość z ostatniej chwili – dzięki staraniom organizacji mleczarskich, w tym oczywiście i KZSM, mleko i produkty mleczarskie nie będą objęte tzw. podatkiem cukrowym.
Zdjęcie: KZSM