Projekt inwestycji uwzględniał wykorzystanie starej stodoły, do której dobudowano nową część oraz dodatkowe pomieszczenie, w którym zaplanowano dojarnię (wyposażoną w halę udojową typu rybia ość, czyli 2 x 4 stanowiska oraz pomieszczenie na zbiornik chłodzący).
Nowo dobudowana część obiektu posiada ramową konstrukcję nośną, a brak słupów nośnych sprawia, że usuwanie obornika odbywa się bez żadnych przeszkód konstrukcyjnych. Jedyne podpory budynku znajdują się w linii połączenia dawnej stodoły z nową wzniesioną częścią. W powstałej w ten sposób, przejazdowej oborze (o wymiarach całkowitych 37 x 24 metry) centralne miejsce zajmuje stół paszowy. Po jednej jego stronie przebywają krowy dojne i zacielone jałowice, po przeciwległej młodzież. Zwierzęta utrzymywane są na głębokiej ściółce, gdzie (jak widać na zdjęciu powyżej) bele słomy ustawiane są na legowisku. Jak przyznał gospodarz, krowy same dają sobie radę ze ścieleniem, rozgarniając słomę i jednocześnie ją podjadając. Świeże bele dowożone są na legowisko raz w tygodniu.
Obniżenie części legowiskowej w stosunku do betonowej posadzki korytarza spacerowego wynosi 1,60 metra, co umożliwia magazynowanie obornika przez okres około 6 miesięcy.
– Dodatkowo słomą zaścielany jest również korytarz spacerowy, przez co odchody są zagęszczone. Ponadto, takie rozwiązanie sprawia, że dużo prościej jest usuwać obornik ładowarką czołową, a przy okazji przybywa tak potrzebnego dla naszych słabych gruntów obornika – wyjaśniał Mirosław Gocek.
Doskonały mikroklimat w oborze zapewnia wentylacja grawitacyjna. Świeże powietrze napływa do obory poprzez nawiewne otwory podokapowe, a zużyte usuwane jest poprzez otwartą kalenicę dachu. Jedynie w okresie zimowym, podczas silnych mrozów od strony napowietrznej, otwory podokapowe zasłanie są kostkami słomy. W budynku zadbano również o dostateczną ilość światła dziennego, które zapewnia przezroczysta kalenica oraz dodatkowe podłużne świetliki zamontowane po każdej stronie połaci dachu.
– Wydawałoby się, że nasza obora jest zimna, chociażby z powodu niczym nieocieplonego dachu, jednak okazuje się, że w czasie mroźnej zimy mleka mamy najwięcej – dodał hodowca.
Kiedy zwiedzaliśmy obiekt, za wyjątkiem młodszej młodzieży nie było w nim ani jednej krowy czy też jałowicy. Mleczne stado w okresie letnim codziennie korzysta z pastwisk, a liczy ono obecnie 70 sztuk bydła, w tym 52 krowy dojne.
W kojcu dla cieląt zauważyliśmy nietypowe dla hf-a umaszczenie.
– Na własnej skórze chcemy przekonać się, jak w produkcji mleka sprawdzają się mieszańce międzyrasowe, stąd też pomysł krzyżowania krów hf z rasą montbeliarde – szybko wytłumaczył gospodarz. – Ponieważ nasze stado korzysta z pastwisk, liczymy na dobre ich wykorzystanie przez mieszańce, a także lepszą ich kondycję i zdrowotność. Czekamy, aż do mlecznego stada wejdą pierwsze pierwiastki z takich kojarzeń, wówczas przekonamy się co do mleczności tych sztuk.
O tym, jak bardzo wymagające pod względem paszowym są hf-y, Mirosław Gocek przekonał się w ubiegłym roku. Wspomina a przy tym ogromnie ubolewa, że z powodu wiosennych zalań nadrzecznych łąk i pastwisk średnia wydajność stada bardzo spadała.
– Z 8300 litrów mleka od sztuki do około 7000 litrów – potwierdził hodowca. – Niedostatek, a przede wszystkim słaba jakość kiszonek z traw natychmiast odbiły się na mleczności hf-ów, stąd też pomysł wprowadzenia do stada sztuk krzyżówkowych, które – w opinii gospodarza – będą mniej wymagające pod względem paszowym.
Beata Dąbrowska