Na ostatnim posiedzeniu rady SM Ryki roku 2017 jej członkowie i zarząd spotkali się 28 grudnia. Od bieżących spraw dotyczących mleczarni, o których pisaliśmy w poprzednim numerze TPR, hodowcy przeszli do dyskusji, która polegała na wymianie zdań i zadawaniu pytań obecnemu na radzie posłowi Jarosławowi Sachajce – przewodniczącemu sejmowej Komisji Rolnictwa z ramienia Kukiz 15.
Zielona energia nie dla rolnika
Radny Jan Orlicki zwrócił uwagę, że pieniądze z funduszu promocji mleka powinny faktycznie iść na propagowanie spożycia nabiału wśród mieszkańców miast, a nie na organizację wystaw hodowlanych, co jest praktykowane od lat. W pełni poparł to poseł Sachajko, który od dłuższego czasu walczy o naprawę działania funduszy promocji, aby faktycznie miały one wpływ na wzrost spożycia. Bo przecież nie może być tak, że spożycie mleka jest promowane wśród jego producentów. Z promocją trzeba wyjść nie tylko do miast, ale i na rynki zewnętrzne. Radny Orlicki poruszył również problem okresowego ograniczania dostaw energii dla zakładów mleczarskich np. w czasie upałów. Kto się zna ten wie, że mleczarnie nie mogą z dnia na dzień ograniczyć produkcji, ponieważ rolnicy nie mogą zaprzestać dojenia krów.
Pozostając w tematyce energii elektrycznej radny Marek Pikulski podjął sprawę jej odnawialnych źródeł. Po wielu szacunkach, jakie wykonał przy obowiązującym u nas w kraju prawie, nie ma możliwości, aby one przynosiły rolnikowi zyski. – Mamy przepisy podporządkowane pod lobby zakładów energetycznych i my jako rolnicy nie jesteśmy w stanie się przebić, aby produkować zieloną energię. Musimy sprzedać ją tanio, a drogo kupić, to oznacza dla nas tylko straty. Jeśli przepisy się nie zmienią, to nigdy nie przejdziemy na odnawialne źródła energii, tak jak ma to miejsce chociażby w Niemczech – powiedział rolnik.
Jałówki z dopłatą w rodzinie
Z kolei radny Józef Szymanek pytał, jak duże pieniądze na swoją działalność z budżetu państwa pobiera Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Sam poseł Sachajko pytał o to ministra Krzysztofa Jurgiela i nie dostał pełnej odpowiedzi. Jedno jest pewne, że są to pieniądze z dwóch źródeł, bo z funduszu promocji mleka potrącane od rolników, jak i dotacje z budżetu, te z budżetu to ok. 50 mln zł rocznie – powiedział poseł Sachajko dodając, że taka organizacja branżowa jest potrzebna, ale dobrze i przejrzyście zarządzana, gdzie każdy hodowca, który na nią łoży, powinien wiedzieć co się w niej dzieje.
Obecnych interesowała również sprawa sprzedaży i kupna jałówek z dopłatami wśród najbliższej rodziny, gdzie często zwierzęta nie zmieniły nawet miejsca pobytu, gdy np. w jednej oborze znajduje się zarówno bydło ojca, jak i syna. Co do tej sprawy poseł Sachajko zadał pytanie ministrowi rolnictwa, który odpowiedział, że rzeczywiście zwierzęta z dopłatą rozchodziły się w ramach tych samych wsi, nazwisk, a wręcz posesji. Nie jest wykluczone, że dochodziło do zamiany jałówek. Jak się okazuje, nikt prawa nie złamał, ale takie zachowanie nie miało nic wspólnego z poprawą genetyki w danym stadzie, a taka była celowość tej dopłaty. – Najbardziej boli mnie przyzwolenie ministra na takie zachowanie – podkreślił poseł. Zaś radny Dariusz Szmigiel nie ukrywał rozżalenia w tej sprawie i nazwał ją zwykłym cwaniactwem, gdzie celowo stworzono furtkę do takich przekrętów. Rolnik dodał również, że należy zmienić politykę rolną w kierunku umocnienia małych i średnich rodzinnych gospodarstw rolnych, z których wychodzi mleko bardzo dobrej jakości.
Artur Kłak zwrócił uwagę na potrzebę lepszych mechanizmów rozdzielania dopłat bezpośrednich, które często są przejadane i nie trafiają tam gdzie trzeba, a najlepszym przykładem są dopłaty do łąk, które pobierają rolnicy nieposiadający nawet jednej sztuki bydła. Wtórował mu Łukasz Kowalczyk dając przykład wielkoobszarowych „rolników”, pobierających olbrzymie dopłaty bezpośrednie, a mieszkających w Warszawie. W podobnym tonie wypowiedział się Tomasz Piszcz, aby dopłaty były do produkcji, a nie posiadanej ziemi, wtedy zwykłe gospodarstwa szybciej by się rozwijały no i ziemia by potaniała.
Kto po fermach futerkowych?
W dyskusji poruszono również tematy odległe produkcji mleka, ale bliskie rolnictwu jak sprawy dotyczące zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Zdaniem posła, po zakazie hodowli zwierząt futerkowych przyjdzie czas na zakaz uboju rytualnego, a to już w bardzo konkretny i bezpośredni sposób dotknie hodowców bydła nie tylko mięsnego, ale i mlecznego. Walczące o te zakazy organizacje pseudoekologiczne, jak podkreślił poseł, z ekologią nie mają nic wspólnego, grają na emocjach i reprezentują interesy tych, którzy skorzystają, że u nas jakaś branża upadnie, a inna będzie miała się znacznie gorzej. Przyznał, że jak już pseudoekolodzy rozprawią się z fermami futerkowymi to zabiorą się za drobiarzy, bo już dostali konkretne pieniądze na walkę z hodowlą kur w klatkach. Niestety, potem zabiorą się za produkcję mleka lub chów koni na mięso. Poseł cały czas ma nadzieję, że nie dojdzie do tej walki z polskim rolnictwem pod sztandarami pseudoochrony zwierząt, ale żeby było to możliwe, rolnicy muszą być zorganizowani i muszą zabierać głos, chociażby na sejmowej Komisji Rolnictwa. Dlatego poseł Jarosław Sachajko zachęcał rolników, aby jak najliczniej przyjeżdżali do Warszawy na posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa, bo tam ich głos będzie słyszalny, a rządzący zobaczą, że rolnicy są dobrze zorganizowani, zabiegają o swoje i trzeba się z nimi liczyć. W imieniu radnych odpowiedział Waldemar Rzążewski zapewniając, że w najbliższym czasie pojawią się przedstawiciele z terenu ryckiego w stolicy przy Wiejskiej.
Andrzej Rutkowski
Krzysztof Wróblewski