Czym są kredyty węglowe i jak związane są z rolnictwem?
O kredytach, czy inaczej kuponach węglowych wytwarzanych przez rolnictwo, mówi się zdecydowanie zbyt mało. One same nadal kojarzone są głównie z energetyką czy produkcją stali. To te sektory gospodarki najczęściej wiązane są z tematem emisji gazów cieplarnianych. W cały system wytwarzania i handlu emisjami postanowiono jednak wpleść również produkcję rolną. Z jednej strony, kredyt węglowy to najzwyczajniej wartość redukcji emisji gazów cieplarnianych odnosząca się zazwyczaj do tony dwutlenku węgla. Z drugiej strony, jego posiadacz ma prawo do wyemitowania owej tony dwutlenku węgla. Kredyt węglowy może być odsprzedawany zarówno na obszarze danego państwa, jak i na rynku międzynarodowym. Kupony węglowe posiadają tę cechę, że muszą być wytworzone w wyniku stosowania praktyk polegających na zmniejszeniu emisji gazów do atmosfery. Do tej pory pojawiały się więc na rynku głównie w wyniku zmian technologii czy modernizacji w przedsiębiorstwach. Obecnie mogą być wytwarzane również w gospodarstwach rolnych w wyniku stosowania płodozmianu czy rolnictwa bezorkowego.
Kontrowersje wokół wystąpienia Janusza Wojciechowskiego
Jedynym znaczącym politykiem pełniącym funkcje związane z rolnictwem i wspominającym o tych kwestiach jest unijny komisarz do spraw rolnictwa - Janusz Wojciechowski. Zmiany zachodzące obecnie w rolnictwie są niejednokrotnie kontrowersyjne, szczególnie dla hodowców bydła mlecznego. Nie dziwi więc, że emocje budzi wiele wystąpień komisarza, jak to podczas konferencji Polska Wieś i Rolnictwo zorganizowanej przez mazowiecką Solidarność Rolników Indywidualnych. Oznajmił na niej, że już wkrótce poznamy zasady, na jakich europejscy rolnicy będą otrzymywać dodatkowe pieniądze za handel kredytami z gospodarstwa. Stwierdził też, że pracuje nad koncepcją, by producenci zbóż mogli handlować emisjami. Jednocześnie padło też stwierdzenie, że na dziś nie ma planów opodatkowania emisji z gospodarstw zajmujących się hodowlą. Niestety temat zarówno sprzedaży kredytów węglowych, jak i opodatkowania emisji z gospodarstw rolnych, wałkowany jest dłużej niż Polak jest unijnym komisarzem. Zagadnienia te są elementem systemowej zmiany w rolnictwie. To nie tylko kwestia właściwego obsiania pola, a zmiany w obrocie żywnością i powiązanymi z nią branżami, jak choćby produkcja opakowań. Wiążą się z nimi również elementy ochrony europejskiego rolnictwa przed konkurencją ze strony państw trzecich, które nie przestrzegają tak wyśrubowanych standardów, jak również kwestie podatkowe i celne, zarówno na szczeblu krajowym, jak i międzynarodowym. Bez wątpienia będą one oddziaływać na konkurencyjność całych sektorów produkcji rolnej.
Na rolnictwie węglowym skorzystają aktywni rolnicy?
Jednocześnie warto od razu obalić pewien mit. Niewątpliwą zaletą tego rodzaju gospodarowania jest brak korzyści dla tak zwanych „rolników z Marszałkowskiej’’. Brak działań w polu to najzwyczajniej brak płatności. Za ugorowanie pieniędzy w tym systemie nie będzie. Bez wątpienia za to skorzystają aktywni rolnicy, którzy ukierunkowywać będą uprawy na wytwarzanie kuponów węglowych. Brzmi paradoksalnie? Jednak tak nie jest. Faktycznie „uprawa węgla’’ może przynieść rolnikom dodatkowy zarobek. Każdy, kto zajmie się rolnictwem węglowym, będzie niestety musiał dokonać niejednokrotnie radykalnych zmian w gospodarstwie. Dla wielu zmiana może okazać się zbyt radykalna i najzwyczajniej nieopłacalna. W przypadku znacznego wolumenu produkcji można być postawionym przez wyborem: kupon lub wydajność.
Wielkie przedsiębiorstwa już są przygotowane na kredyty węglowe
Jak często bywa, urzędniczą machinę wyprzedziło część przedsiębiorstw. Firmy takie jak Indigo, Bayer, Nori czy Nutrien już posiadają programy, które mogą wspomóc gospodarstwa w produkcji kredytów węglowych. Nie dziwi, że pokładają w tym nadzieje, skoro chociażby Indigo Ag szacuje przyrost tego rynku do zawrotnych 15 bilionów dolarów. Tym samym ukierunkowywanie się na produkcję kredytów dla wielu wydaje się atrakcyjne. Powstają rozwiązania, gdzie rolnik na dzierżawionej ziemi ma zająć się produkcją kredytów, a podział zysków z nich następuje pomiędzy nim a właścicielem gruntu. Niektórzy prześmiewczo nazywają ten system „tuczem nakładczym pozwoleń na emisję”. W najbliższej przyszłości można spodziewać się wysypu jeszcze wielu innych rozwiązań, które pozwolą na uzyskiwanie kredytów w produkcji rolnej. Wiąże się to z ogromnym popytem na nie. Obecnie ceny za tonę związanego w certyfikowanym gospodarstwie CO2 wynoszą około 30 euro. Jednak w niedalekiej przyszłości - ze względu na rosnące zapotrzebowanie - będą bez wątpienia znacznie bardziej wartościowe. Należy podkreślić, że z „certyfikowanych’’, ponieważ w obrocie znajdują również znacznie mniej wartościowe kredyty z gospodarstw niecertyfikowanych. Można nazwać je śmieciowymi, a wprowadzane są na rynek głównie z państw Ameryki Południowej. Ich cena to około 1 euro. W tej sytuacji działania, o których mówi komisarz Wojciechowski, stawiają unijnych rolników w korzystnej pozycji. Najzwyczajniej znajdą się oni po spełnieniu określonych wymogów w tej bardziej wartościowej puli producentów kredytów. Jednak ma to swoją cenę. Ciągła certyfikacja, kontrola i kolejne
obostrzenia.
Producenci mleka bez szans na kredyty węglowe?
W zdecydowanie gorszej pozycji znajdują się rolnicy zajmujący się produkcją mleka. Przede wszystkim, aby czerpać korzyści z bezemisyjności, to przede wszystkim samemu trzeba być bezemisyjnym. Zakłady jak i gospodarstwa mleczarskie zaczęły podejmować ogromną ilość działań w celu jej redukcji. Problem w tym, że branża mleczarska będzie biorcą kredytów węglowych a nie ich sprzedawcą. Z tematem tym mierzyła się już nowozelandzka Fonterra, której dostawcy od niedawna zaczęli je wytwarzać. Jednak ilość produkowanych kredytów okazała się zbyt mała. Ponadto wymagała znaczących inwestycji jak komory fermentacyjne, których mali producenci nie były w stanie przeprowadzić. To technologie dla gospodarstw liczących setki sztuk bydła. Zamiast zysków zrodziło to kolejne obciążenia, a nowozelandzka spółdzielnia, aby zachować swój status prowadzącej produkcję zrównoważoną, będzie zmuszona dokupować kredyty.
Podobne obawy rodzą się wśród brytyjskich czy francuskich przetwórców mleka. Część dużych firm mleczarskich już wdraża wśród swoich dostawców programy środowiskowe. Mają one na celu kompensowanie emisji jaką wytwarza zakład mleczarski. Taka drogę obrała chociażby największa z europejskich spółdzielni mleczarskich, czyli duńska Arla. Jednym z jej celów jest minimalizowanie kosztów związanych z wpływem na środowisko w całym łańcuchu produkcji mleka. Część producentów coraz częściej podnosi, głos, że nie będą w stanie sprostać nowym wymogom. Przykładem może być tu Irlandia, która odpowiada za ponad 6% unijnej produkcji mleka. Według nich cele redukcji emisji jakie przed nimi postawiono skończą się dramatycznie, ponieważ redukcją jednej piątej pogłowia krów mlecznych do roku 2030.
Temat włączenia rolnictwa w rynek emisji wymagał zdecydowanie szerszej dyskusji. Tym bardziej, że jego konsekwencje mogą być znaczące chociażby w przypadku producentów mleka. Pewne są właściwie tylko koszty jakie będą musieli ponosić. Paradoksalnie im mniejsze gospodarstwo tym będą one większe.