Wielomilionowe zadłużenie ROTR-u
O upadku spółdzielni szeroko informowaliśmy w lipcu ubiegłego roku. Przypomnijmy. Od 2014 r. mleczarnia przynosiła wielomilionowe straty. Mimo to jej Walne Zgromadzenie Przedstawicieli, według statutu najwyższa władza spółdzielni, niemal jednogłośnie zatwierdzała sprawozdania finansowe, przyjmowała uchwały o pokryciu straty oraz udzielała absolutorium zarządowi. Na przestrzeni ostatnich czterech lat zadziwiająca była bierność rady nadzorczej i Walnego Zgromadzenia Przedstawicieli. Organy te nie sprawowały należytej funkcji kontrolnej wobec prezesa i zarządu ROTR. Akceptowały także niezrozumiałe operacje, które maskowały fatalną sytuację finansową spółdzielni.
Na początku 2018 r. mleczarnia zaczęła nieregularnie i z dużym opóźnieniem wypłacać dostawcom pieniądze za surowiec. Na przełomie maja i czerwca zarząd w ogóle przestał regulować płatności. Rolnicy masowo zaczęli odchodzić do mleczarni konkurencyjnych. Księgowa strata za lata 2014–2017 wyniosła zaś 38 mln zł. Na początku października ub.r. Sąd Rejonowy w Toruniu wydał postanowienie o postawienie spółdzielni w stan upadłości. Został wyznaczony syndyk. Przejął on zarząd nad majątkiem spółdzielni, zajął się określeniem jego wartości i ustaleniem uregulowania wierzytelności.
– Mleczarnia dysponuje sporym majątkiem. Określona została już jego wartość. Ustalamy cały czas wierzycieli spółdzielni. Procedura nie została zakończona, więc nie mogę jeszcze powiedzieć, jakie są rzeczywiste zobowiązania. Sporą wartość stanowią aktywa niematerialne, czyli pracownicy. Pozostało ich stu. To są fachowcy. Mamy rynek pracownika. O specjalistów jest trudno, dlatego zależy nam na utrzymaniu kadry. To dlatego między innymi mleczarnia nadal utrzymywana jest w trybie produkcyjnym. Wytwarzane są produkty na zlecenie dla zewnętrznych firm. Pozwoliło to zagwarantować zatrudnienie, pozostanie kadry oraz powoduje, że wartość majątku mleczarni nie ulega zmniejszeniu – informował Sylwester Zięciak, syndyk ROTR.
Sąd zezwolił na prowadzenie działalności przez ROTR na okres trzech miesięcy. Kończy się ono na początku marca. Sędzia komisarz musi wydać kolejną zgodę na prowadzenie produkcji. To nie jest takie pewne, ponieważ działalność usługowa nie pokrywa wszystkich kosztów funkcjonowania. Jak informował syndyk, jest jednak bardziej opłacalna niż pokrywanie kosztów utrzymania wyłączonego z produkcji zakładu.
Umiera ostatnia
W minionym tygodniu z inicjatywy członków rady nadzorczej ROTR odbyło się ich spotkanie z przedstawicielami władz samorządowych powiatu i regionu, podczas których omawiane były ewentualne możliwości i sposoby uratowania mleczarni.
– Tak długo jak ten dym z komina się unosi, jest pewna nadzieja. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Nie otrzymaliśmy pieniędzy, wiele gospodarstw jest na granicy płynności finansowej. Trzeba jednak zrobić wszystko, aby budowaną przez naszych dziadków i rodziców mleczarnię uratować. Rozwiązań i możliwości jest kilka. Najlepiej, ale najtrudniej byłoby, gdyby zakład normalnie pracował, dobrze zarządzany przynosił zyski a potem zaczął spłacać zobowiązania. Może jednak zaistnieć konieczność sprzedaży za kwotę, która pozwoli na spłatę przynajmniej częściowo długów. Jeśli jednak będzie sprzedany poniżej wartości, to my, jako rolnicy, będziemy taki przetarg blokować – zapowiedział Paweł Murawski, poszkodowany dostawca ROTR i członek obecnej rady nadzorczej.
Syndyk poinformował, że możliwość zawarcia układu z wierzycielami jest mało prawdopodobna. Mleczarnia nie ma bowiem żadnych środków obrotowych pozwalających na prowadzenie produkcji. Konieczne jest dla niej mleko. ROTR zaś stracił wszystkich dostawców i nie dysponuje pieniędzmi.
– Dostawcy mleczarni ponieśli ogromne straty. ROTR to była przecież ich własność, która prawdopodobnie zostanie na zawsze utracona. Żal jednak miesza się z sentymentem. Rolnicy w prywatnych rozmowach wyrażają się, że jeśli ROTR wznowi w jakiejś formule działalność, będzie dysponował środkami oraz zostaną udzielone gwarancje jakiejś odpowiedzialnej instytucji, że sytuacja się nie powtórzy, to oni do niego wrócą. Oczywiście nie będą oddawać całej ilości produkowanego mleka jak to było w najlepszych czasach, kiedy skupowano 250–260 mln l rocznie, tylko jakąś część. Może to byłaby jakaś szansa na ratunek – zastanawiał się Krzysztof Malinowski, poszkodowany producent i przewodniczący powołanej kilka miesięcy przed ogłoszeniem upadłości nowej rady nadzorczej.
Biegły sądowy dokonał już oszacowania wartości majątku postawionej w stan upadłości mleczarni. Ze sporządzonego raportu wynika, że wynosi ona całościowo wraz z obciążeniami ponad 78 mln zł.
Członkowie rady wraz z syndykiem oraz przedstawicielami samorządów ustalili podczas spotkania, że realizowane będą działania dwutorowe. Syndyk miał kontynuować swoją pracę i dalej poszukiwać inwestora, zewnętrznego podmiotu, który na realnych warunkach kupiłby spółdzielnię bądź jej majątek.
– Poza poszukiwaniem inwestora mogą też trwać jednoczesne działania władz samorządowych i centralnych. Współdziałanie powinno przynieść efekty pozytywne. ROTR ma ogromne oddziaływanie i potencjał produkcyjny. Wiąże się z nim także ważny aspekt społeczny. To duży pracodawca, z którego region jest dumny. Ważne jest zaspokojenie wierzycieli, ale nie wolno zapominać o pracownikach i dostawcach. Cały czas są prowadzone czynności i przedstawiane oferty oraz informacje potencjalnym inwestorom – zapewnił syndyk Zięciak.
Holding na ratunek
Podczas spotkania z nieoczekiwaną i zaskakującą propozycją wystąpił starosta rypiński.
– Trzymam kciuki, aby sąd zgodził się na prowadzenie produkcji przez ROTR na kolejne miesiące. Na razie jest ona prowadzona w formie usług. Trzeba dołożyć starań, aby w perspektywie miesięcy znalazła się jakaś firma chcąca tutaj zainwestować. Może należałoby spróbować porozmawiać z ministerstwem rolnictwa. Przecież ma ruszyć holding spożywczy. Pozwoliłby on na prowadzenie tutaj dalszej produkcji. Może nie na takim poziomie jak wcześniej, jeśli chodzi o ilość przetwarzanego mleka, ale w takiej formule produkcja nadal byłaby prowadzona, zatrudnienie zostało utrzymane i uruchomione byłyby spłaty należności – powiedział Jarosław Sochacki, starosta rypiński.
Pomysł ten wywołał natychmiastową euforię i nadzieję zgromadzonych na uratowanie mleczarni.
– Musimy bardzo szybko podjąć decyzje, wyznaczyć ludzi, którzy pojadą do ministra. Na kanwie wypowiedzi ministra Ardanowskiego można było usłyszeć, że chce stworzyć holding, który będzie bronił rolników i działał im nie szkodząc. Dostawcy zaś mieli być równoprawną częścią łańcucha od pola poprzez przerób aż do sklepowej półki tak, aby rolnik na tym nie tracił. My jesteśmy dokładnie w takiej sytuacji, o jakiej mówił minister. Dodatkowo, możemy wnieść znaczny majątek i infrastrukturę pozwalającą na produkcję żywności o dobrej, jakości – mówił przewodniczący Malinowski.
Podczas spotkania została przypomniana historia i losy zakładu przetwórczego we Włocławku. W 2013 r. jego właściciel postanowił, że produkcja słynnego „Keczupu Włocławek” zostanie przeniesiona do jego innej fabryki w Łowiczu. Na Kujawach pozostały puste fabryczne hale. Pracownikom groziły wypowiedzenia a zakład mógł zostać zlikwidowany. Wtedy też do działań przystąpili lokalni politycy należący do partii ówcześnie rządzących. Wymogli na kierownictwie resortu skarbu zakup fabrycznych hal przez Krajową Spółkę Cukrową. W ten sposób została utworzona spółka „Polskie Przetwory”, która zajęła się produkcją Keczupu Dworskiego i przetwórstwem warzyw.
Teraz w Rypinie wymyślono, aby ten manewr powtórzyć. Nadzieje zostały ogromnie rozbudzone. Bowiem po likwidacji ministerstwa skarbu nadzór nad KSC sprawuje resort rolnictwa. W środowisku związanym z ROTR zatlił się płomyk nadziei. Skoro „słaby” rząd PO- PSL uratował keczup we Włocławku to może ten lepszy, bo z PiS-u, będzie mógł zrobić to samo z mlekiem w Rypinie? Organizacją delegacji i spotkania z ministrem rolnictwa ma zająć się starosta rypiński Jarosław Sochacki – partyjny kolega Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Tomasz Ślęzak