Z Jarosławem Malczewskim – prezesem Polskiej Grupy Mleczarskiej B-2M Sp. z o.o. rozmawia Beata Dąbrowska i Krzysztof Wróblewski
Jaką działalnością zajmuje się Polska Grupa Mleczarska?
– Od blisko 13 lat zajmujemy się organizacją grup producentów rolnych, czyli konsolidacją zarówno oddolnych inicjatyw podejmowanych przez rolników, jak i przez nas samych. Jedną z wiodących dziedzin działalności PGM jest kontraktacja mleka surowego, w ramach której skupujemy obecnie około 400 tysięcy litrów mleka na dobę. Mleko pochodzi zarówno od dostawców indywidualnych, jak i od kilkunastu grup producentów mleka działających na terenie województw: wielkopolskiego, kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego i lubuskiego.
Warto zauważyć, że największą grupę naszych dostawców stanowią producenci z Wielkopolski. Do obsługiwanych przez nas grup należy obecnie 300 gospodarstw mlecznych o wielkości produkcji od 100 do 60 tysięcy litrów mleka dziennie. Tak duże zróżnicowanie potwierdza, że idea, którą promuje nasza firma, czyli tworzenie grup producentów rolnych i organizacji je zrzeszających, daje szansę każdemu gospodarstwu, niezależnie od jego wielkości. Na tej koncentracji korzysta przede wszystkim rolnik.
Skąd pomysł na właśnie taką koncepcję działania?
– Obserwując rynki rolne, głównie od strony handlu zauważyliśmy, że coraz większy wpływ na polski rynek rolno-spożywczy ma postępująca globalizacja oraz rosnący udział sieci i sklepów wielkopowierzchniowych. W ślad za tym konsolidują się mleczarnie i dlatego kilkanaście lat temu dostrzegliśmy potrzebę podporządkowania się tym trendom, tj. koncentrowania gospodarstw rolnych, na początek wokół grup producenckich, później wokół jednostki nimi zrzeszającej.
Grupa producentów rolnych, nawet gdy liczy kilkunastu członków, nadal jest za małym partnerem handlowym zarówno dla rosnących w siłę jednostek przetwórczych, jak i branży handlowej. Mamy świadomość w jak trudnej sytuacji są dziś przetwórcy mleka, którzy muszą swój produkt lokować w sieciach handlowych. Wiemy jak trudno się z sieciami negocjuje i jak ogromna jest presja negocjacji jak najniższych cen.
Od wielu lat około 70% ogółu produkcji towarowej trafia na rynek krajowy. Należy zwrócić uwagę, że spożycie mleka jest relatywnie niskie, bo wynosi około 230 litrów rocznie na osobę. Mimo wielu wdrożonych działań promocyjnych nie jest obserwowany wzrost tej wartości. Podmioty gospodarcze administrowane przez nas są zobowiązane do odprowadzenia opłat na rzecz Funduszu Promocji Mleka około 100 tysięcy złotych rocznie, co niestety nie przekłada się na jakiekolwiek korzyści z tego tytułu.
Należy zauważyć, że podjęta ostatnimi czasy, tj. w trakcie pandemii COVID-19, inicjatywa ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego, skłania do optymizmu w tym zakresie. Koncepcja ta, oparta na idei patriotyzmu konsumenckiego i gospodarczego, wyraźnie nawołuje do zakupu – w pierwszej kolejności – polskich produktów.
Ta szlachetna idea dba również o bliski mi sektor mleczarski, który zawsze staramy się wspierać m.in. promując mleczarnie, z którymi mamy zaszczyt współpracować. Obecnie jest ich pięć. Cenimy wszystkich swoich kontrahentów, ale szczególnie cieszy nas współpraca z Okręgową Spółdzielnią Mleczarską w Kole. Według mnie, OSM Koło jest wręcz modelową spółdzielnią mleczarską. Warte pochwały są zarówno osiągnięcia na rynku krajowym, jak i eksportowym. Dzięki umiejętnemu zarządzaniu przez prezesa Czesława Cieślaka, spółdzielnia dynamicznie rozwija się od momentu powierzenia mu jej kierownictwa. Dalsze kroki, w tym konsolidacja producentów, inwestycje i rozwój, jedynie potwierdzają tę tezę.
Rynek mleka w Polsce stale się rozwija, a potencjał produkcyjny zakładów przetwórczych rośnie. W takiej sytuacji ogromnego znaczenia nabiera zwiększenie
eksportu.
– To prawda. Moce przerobowe w wielu zakładach przetwórczych ciągle nie są w pełni wykorzystane i przeciętnie licząc, kwestią otwartą jest ich zagospodarowanie. Średnio zapas w zakresie możliwości produkcji wynosi około 20%, co pozwala optymistycznie spojrzeć na możliwość ich wykorzystania do celów eksportowych. Około 30% produkcji krajowej obecnie trafia na eksport. Wiodącymi partnerami dla polskich mleczarni w tym zakresie są kraje UE, tj. 80%, Chiny z udziałem na poziomie 4,5% oraz Afryka Północna i kraje bliskowschodnie.
Pandemia i wywołany nią kryzys gospodarczy dobitnie pokazał jednak, że idea jednego unijnego superpaństwa nie sprawdza się i każdy z krajów członkowskich w pierwszej kolejności stara się ratować swoją rodzimą gospodarkę.
Trudna sytuacja gospodarcza sprawia, że pojawia się konieczność jeszcze intensywniejszego poszukiwania rynku zbytu na świecie oraz budowania nowych kanałów dystrybucji.
Nasza firma dołączyła do inicjatywy, którą wdraża profesor Zbigniew Krysiak z SGH, w ramach Instytutu myśli Schumana. Jej celem jest stymulowanie przedsięwzięć gospodarczych i promowanie działania poszczególnych przedsiębiorców w ramach wspólnoty narodów.
Na początku akcja dotyczyć będzie krajów Trójmorza, w których Polska ma swój duży udział. Zauważyliśmy też, że istnieje potrzeba zwiększonych działań eksportowych i konieczność lokowania polskich produktów mleczarskich na rynkach azjatyckich, jednak nie na rynku chińskim, który jest już „opanowany” przez światowych potentatów.
O jaki zatem rynek chodzi?
– Koncentrujemy się na rynku indyjskim, który pod względem potencjału siły nabywczej jest zbliżony do rynku chińskiego. Rynek indyjski jest bardzo ciekawym obszarem, gdyż jeszcze do niedawna Indie miały stać się największym producentem mleka na świecie. Rosnąca gospodarka, niebawem oczekiwany według statystyków tzw. peak demograficzny, to są czynniki, które mimo dużej tamtejszej produkcji sprawiają, że naturalnie powstaje luka popytowa, którą należy wypełnić. Polskie produkty mleczarskie spełniają wszystkie wymogi sanitarno-weterynaryjne oraz jakościowe i, co ważne, nasz kraj nie ma historii dominacji kolonialnej, która jest tam negatywnie oceniania. Tutaj warto upatrywać swojej szansy.
Wracając do bieżącego rynku mleczarskiego, który boryka się z kryzysem wywołanym pandemią, jakie działania mogłyby w tej kwestii skutecznie pomóc?
– W sytuacjach kryzysowych pomoc unijna, to oczywiście dopłaty do prywatnego przechowywania masła i mleka w proszku oraz skup interwencyjny. Cel jest szczytny, ale stawki, które obecnie obowiązują nie zmieniły się od 16 lat. Wtedy zupełnie inne były progi opłacalności w gospodarstwach produkcyjnych, w związku z tym wartości minimalne, przy których rolnik był w stanie przetrwać 16 lat temu, dziś diametralnie się zmieniły. Uważam, że stawki powinny być podniesione, gdyż obecne powodują uruchomienie interwencji dopiero na poziomie wartości mleka w skupie ok. 90 groszy. Jest to wartość, przy której żaden z producentów mleka nie przetrwa, bo dziś koszty produkcji mleka znacznie przekraczają złotówkę. Dlatego tak bardzo ważna jest optymalizacja kosztów produkcji mleka w gospodarstwie oraz podjęcie wspólnych inicjatyw w zakresie zakupów środków produkcji, ale też korzystania z usług rolniczych bez przesadnego przeinwestowania.
Dopłaty do prywatnego przechowywania masła i mleka w proszku, to w mojej opinii bardzo trudny temat dla przemysłu mleczarskiego, bowiem większość firm mleczarskich działa przy rentowności na poziomie 1%.
Obecnie wprowadzenie dopłat nie spowoduje większej poprawy na rynku mleka, bo stawki są stanowczo za niskie. Rynek musi poradzić sobie sam, bo rozwiązania instytucjonalne póki co nie są uruchamiane. Nie pozostaje nic innego, tylko czekać aż gospodarka choćby częściowo upora się z objawami kryzysu.
Uruchomienie 18 maja br. gastronomii to jeden z istotnych kanałów zbytu dla produktów mleczarskich.
Warto też wspomnieć o notowaniach giełd z Chicago i Fronterry, gdzie widać już wzrosty cen mleka w proszku i masła. Jeśli wartości kolejnych notowań potwierdzą stabilizację bieżącego trendu, to jest szansa na poprawę. Spadająca podaż mleka surowego w Nowej Zelandii i Australii, ale też w UE, podyktowana jest suszą, co w mojej ocenie, spowodowuje zaistnienie silnego czynnika regulującego ceny.
Pomimo powszechnych głosów o totalnej katastrofie, szczególnie w mleczarniach, które produkty lokowały w gastronomii, uważam, że wybuch pandemii w długookresowym ujęciu nie spowoduje drastycznych problemów na rynku mleka.
Pomimo spadku cen mleka surowego, każdemu producentowi rekomenduję zachowanie spokoju, jednak apeluję o zrozumienie trudnej sytuacji oraz budowanie partnerskich relacji, gdyż problemy są obopólne i ich przezwyciężenie jest w naszym wspólnym interesie.
Rynek mleka funkcjonuje jak system naczyń połączonych i nie ma obszaru, w którym rolnik jest w stanie uchronić się przed obniżkami. Myślę, że musimy po prostu przeczekać ten trudny i przejściowy okres, jaki wywołała pandemia. Patrząc długofalowo na rynek mleka oraz relacje popytu i podaży sądzę, że w czasie kilku miesięcy ceny powinny wrócić do poziomu sprzed pandemii.
Wiele emocji wzbudziła lista zakładów mleczarskich importujących mleko surowe opublikowana na stronach ministerstwa rolnictwa. Co pan o niej sądzi?
– Cel takiego działania jest szczytny, jednak warto wyjaśnić, że większość tego mleka, które zaimportowano to mleko ekologiczne.
Mleczarnie, które na taką produkcję się nastawiły, nie mają w zasadzie innego wyjścia, gdyż podaż mleka ekologicznego w Polsce wynosi zaledwie 75 tysięcy litrów dziennie. Sam proces certyfikacji i osiągnięcia uznania gospodarstwa za ekologiczne jest kilkuletni i w czasie jego konwersji producent musi sprzedawać je jako mleko konwencjonalne. Okres pandemii, który wywołał dużą presję na rynek mleka pokazuje w sposób wyraźny, że patriotyzm konsumencki staje się coraz bardziej ważny, ale równie ważne jest poszukiwanie nowych rynków na polskie produkty mleczne, przede wszystkim pozaunijnych. Na koniec chciałbym zachęcić producentów mleka do organizowana się w grupy producentów rolnych dopóki środki na to przeznaczone nie zostały wyczerpane.
Dziękujemy za rozmowę.
Jarosław Malczewski – prezes Polskiej Grupy Mleczarskiej B-2M Sp. z o.o.