Jesteśmy znacznie większym producentem nabiału od Ukrainy
Obecnie jest mało prawdopodobne, aby polski rynek został zalany ukraińskimi produktami, a saldo wymiany handlowej z naszym sąsiadem jest zdecydowanie na naszą korzyść. Najzwyczajniej jesteśmy nieporównywalnie większym producentem nabiału. Jednak wcale nie jest wykluczone, że udział zagranicznych produktów w przyszłości znacznie się zwiększy. Jedną z przyczyn jest postępująca liberalizacja handlu pomiędzy Unią Europejską a państwami trzecimi.
Z jakimi krajami UE obecnie proceduje umowy o wolnym handlu?
Unia Europejska posiada pięćdziesiąt dziewięć zawartych umów handlowych. Ostatnią umową o wolnym handlu, która wzbudzała duże emocje, była ta zawarta z Nową Zelandią. Dotyczyło to w szczególności producentów mleka. Nie da się ukryć, że Nowozelandczycy liczyli na możliwość pojawienia się na unijnym rynku ich mleka i mięsa. Tak prawdopodobnie jednak się nie stanie, ze względu na postawione im warunki. Najważniejszymi, obecnie procedowanymi umowami, poza wymienioną, są kompleksowe umowy handlowe z Australią, Kanadą, Filipinami, Indiami, Chile i Meksykiem. Wokół każdej z nich toczy się również dyskusja dotycząca zagrożeń, jakie mogą nieść dla wytwórców produktów rolno-spożywczych. Większość z nich faktycznie jest obarczona pewnym ryzykiem dla unijnego rolnictwa i przetwórstwa. Zazwyczaj dotyczy to napływu taniej żywności wytworzonej w znacznie niższym niż unijny standardzie. Nie zawsze jednak są one uzasadnione. Część umów potrafi skupiać się wokół obrotu jednym towarem. Tak jest chociażby w przypadku umowy o wolnym handlu z Chile. Głównym towarem mającym podlegać wymianie handlowej będzie lit - pierwiastek niezbędny do wytwarzania baterii w pojazdach elektrycznych.
Umowy o wolnym handlu z Indiami obawiają się organizacje mleczarskie z obu stron
Znacznie ważniejszą umową dla unijnego rolnictwa jest ta z Indiami. Negocjacje co do partnerstwa z Indiami rozpoczęto w połowie bieżącego roku. Już same jej zapowiedzi sprzed dwóch lat bardzo szybko obudziły obawy po każdej ze stron. Istotny głos zabierają tu organizacje mleczarskie. Zarówno unijni, jak i indyjscy producenci obawiają się tego samego. Jest to zwiększony import produktów na rodzimy rynek. Indie są największym producentem mleka na świecie. Tamtejsi producenci zainwestowali znaczne środki w rozwój branży, w wyniku czego przedsiębiorstwa takie jak Amul zaczęły pojawiać się obok największych światowych graczy. Widać też ich coraz większą aktywność w handlu międzynarodowym. Nie dziwi więc, że część z nich chce działać na rynku europejskim.
Z drugiej strony, indyjskie organizacje dają silny odpór zakusom unijnych koncernów mleczarskich w wejściu na wyjątkowo szybko rosnący rynek. Jest on atrakcyjny z tych samych powodów, co kraje afrykańskie. Charakteryzuje się szybko rosnącą populacją oraz coraz większymi dochodami obywateli tego kraju. Wygląda jednak na to, że tamtejsi producenci niezbyt chętnie chcą się nim dzielić. Tym bardziej, że handel bezcłowy obejmowałby 90% produktów żywnościowych wytwarzanych w obu państwach. Obecnie największymi przeciwnikami jakichkolwiek umów o wolnym handlu są tamtejsi rolnicy.
Unijny protekcjonizm kością niezgody między Europą a Australią
Istotne z punktu widzenia europejskiej produkcji mleka jest porozumienie, o którym niewiele się mówi. Jest to negocjowana od 2018 roku umowa o wolnym handlu z Australią. Pozostający nieco w cieniu nowozelandzkiego, australijski sektor mleczarski jest jednym z najaktywniejszych na rynkach międzynarodowych. Trafia na nie 32% tamtejszej produkcji. Od lat jednym z jego największych konkurentów są unijne przedsiębiorstwa. Nie chodzi tu tylko o produkty masowe jak mleko w proszku czy masło, ale też chociażby o sery. Australijski przemysł mleczarski od lat za jedną z największych barier uznaje wprowadzony przez unijne organy system znakowania pochodzeniem. Wielokrotnie podejmował on kroki, aby nazwy serów brie, camembert czy feta nie były przypisane w obrocie międzynarodowym tylko mleczarniom z Europy.
W 2026 handel produktami rolno-spożywczymi między Unią Europejską a Ukrainą zostanie całkowicie zliberalizowany
Ostatnio, szczególnie w kontekście napływających do Polski zbóż, wiele mówi się o wprowadzonym czasowo bezcłowym obrocie towarami z Ukrainą. Jednak w przestrzeni medialnej ginie fakt, że ustalono już termin zdjęcia prawie wszystkich możliwych do nałożenia ceł na sprzedaż produktów rolno-spożywczych pomiędzy Ukrainą a Unią Europejską. Będzie to rok 2026, kiedy to sprzedaż pomiędzy państwami zostanie całkowicie zliberalizowana. Już od roku 2014 funkcjonuje tymczasowy układ stowarzyszeniowy pomiędzy Ukrainą a Unią Europejską. W roku 2016 został on poszerzony o pogłębioną i kompleksową umowę o wolnym handlu. W jej wyniku zniknęła większość dotychczas stosowanych ceł. Pewne ograniczenia dotyczą tylko produkcji rolnej.
Obciążenia celne dotyczące kilku kategorii towarów; w jej przypadku znikają w dłuższym okresie. Są to chociażby nawozy, które będziemy sprzedawać do Ukrainy bez ceł już w tym roku. Do roku 2026 chronionych będzie już tylko kilka produktów. Między innymi produkty mleczarskie, jaja, cukier, oleje i tłuszcze zwierzęce. Jednak stawki celne na nie w latach 2023 – 2026 będą objęte obniżkami od 20 do 60%. Po wymienionym okresie cła zostaną zniesione całkowicie lub ograniczone do jeszcze niższego poziomu. Umowa przewiduje również zniesienie ceł wywozowych w przypadku obu stron. Funkcjonują one obecnie po stronie ukraińskiej, a dotyczą zwierząt gospodarskich czy nasion roślin oleistych.
Artur Puławski
Zdjęcie: Pexels