Forum Mleko 2024: Kiedy skończy się kryzys na rynku mleka?
Najważniejszym bodaj punktem całodniowego spotkania hodowców, przedstawicieli branży mleczarskiej, świata nauki oraz firm związanych z szeroko pojętą produkcją mleka była debata dotycząca perspektyw na rynku mleka, a raczej próba odpowiedzi na pytanie: kiedy skończy się kryzys, który w sektorze mleczarskim trwa już od dwóch lat.
W debacie udział wzięli: Magdalena Szabłowska – dyrektor ds. eksportu Grupy Mlekovita, Grzegorz Gańko – prezes zarządu Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sierpcu oraz Andrzej Jarmasz – prezes Strzeleckiej Spółdzielni Producentów Mleka.
Obok przedłużającego się kryzysu na rynku mleka, obawy, zarówno producentów, jak i przetwórców mleka dotyczą ewentualnego zamknięcia granicy z Ukrainą, do której eksportowane są produkty mleczne. Za brak możliwości importu ukraińskich płodów rolnych, może zostać bowiem wstrzymany eksport polskich, w tym wyrobów mlecznych. A warto dodać, że Ukraina jest jednym z największych odbiorców polskiego nabiału i obecnie wysyłamy tam około 6% jego produkcji. Czy zamknięcie granicy, które jest przecież tak bardzo realne, stanowi poważne zagrożenie dla sektora mleczarskiego?
– Nasi dostawcy włożyli wiele energii i wysiłku, by zwiększać wydajność swoich stad i produkcję mleka, a najlepszym tego potwierdzeniem jest fakt, że dynamika skupu mleka w Grupie Mlekovita wyniosła za ubiegły rok 13%. Tak więc utrata kolejnego (po Rosji i Białorusi) rynku zbytu przyczyni się do zahamowania rozwoju polskiego mleczarstwa i polskich gospodarstw mlecznych. Co prawda w Mlekovicie eksport produktów nabiałowych do Ukrainy nie zajmuje tak znaczącej pozycji jak na inne rynki, jednak nasze wyroby są w Ukrainie bardzo cenione i chętnie kupowane, a logo naszej firmy mocno rozpoznawalne. Utrata rynku ukraińskiego z pewnością oznaczałaby dla nas stratę, jednakże w zdecydowanie gorszej sytuacji znalazłyby się zakłady mleczarskie zlokalizowane bliżej granicy z Ukrainą, które dostarczają tam produkty świeże i nie mają tak dużej elastyczności w szybkiej zmianie kierunków eksportowych na swoje produkty, chociażby ze względu na brak dla nich długich terminów przydatności. Musimy więc robić wszystko, bo leży to w naszym interesie, by eksport do Ukrainy utrzymać – twierdzi Magdalena Szabłowska z Grupy Mlekovita.
Jeśli nie dogadamy się z Ukrainą, to zrobi to ktoś inny
Zdaniem Andrzeja Jarmasza – prezesa SSPM, kilkuprocentowa skala eksportu produktów mlecznych (np. w porównaniu do rynku chińskiego) stanowi bardzo duży udział. Jeśli nie dogadamy się z naszym sąsiadem i nie dostarczymy do Ukrainy naszych serów twardych, to bez problemu zrobi to ktoś inny np. Niemcy i to wcale nie drożej. Na pewno musimy tak długo rozmawiać i negocjować, by nasza branża na tym nie ucierpiała. Bo raz stracony rynek, bardzo ciężko jest odzyskać. I szkoda tylko, że te argumenty tak słabo dziś wybrzmiewają – dodał prezes Jarmasz.
Z kolei Grzegorz Gańko – prezes OSM Sierpc stwierdził, iż ukraiński rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że jedynym czułym punktem w zakresie eksportu polskich produktów rolno-spożywczych do Ukrainy są właśnie wyroby mleczarskie.
– Galanteria mleczna i sery, które wysyłamy, są niezbędne do wyżywienia Ukraińców, bo ich przemysł mleczarski, szczególnie w stanie wojny, bardzo się skurczył. Oni muszą importować nabiał, a my jesteśmy najbliższym sąsiadem, trwale z rynkiem związanym. Nasze wyroby tam są rozpoznawalne i kupowane bez żadnych problemów. Problem leży w polityce. Na przykład, wiceminister rolnictwa Ukrainy Taras Kaczka, swoimi antypolskimi wypowiedziami i zapowiedziami restrykcji szantażuje zamknięciem kraju na polski nabiał. Jako prezes Polskiej Izby Mleka, która od pół roku współpracuje z organizacjami mleczarskimi w Ukrainie, wiem jak doskonale się dogadujemy. Potrafimy i chcemy to robić, tylko niech rządy dadzą nam spokój, nich nie miesza się w tej kwestii polityka, która tak bardzo szkodzi – mówił prezes Gańko.
Z tymi słowami zgodził się prezes Jarmasz, podkreślając, iż najlepiej, by politycy nie przeszkadzali w funkcjonowaniu, bo najczęściej kończy się to bałaganem. Każdy sąsiad – odbiorca jest najlepszym rynkiem zbytu, chociażby ze względu na koszty transportu, dlatego powinniśmy o nich dbać.
Już widać spadki zamówień z Ukrainy na polskie produkty mleczarskie
W opinii Magdaleny Szabłowskiej, wiele z tych działań to po prostu prowokacje. Wiele jest też dezinformacji i napuszczania jednego kraju na drugi, a największą korzyść z takiego stanu rzeczy ma Rosja, której zależy na naszym skłóceniu.
– Skutki tych działań zaczynamy już odczuwać. Niestety, widzimy już spadek zamówień z Ukrainy. W funkcjonujących tam mediach społecznościowych powstają bowiem grupy konsumentów nawołujące do bojkotu polskich wyrobów. Tam gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta, dlatego Niemcy już czekają z ciężarówkami pełnymi serów, aby je na tym rynku sprzedawać – podsumowała dyrektor Szabłowska.
Za naszą wschodnią granicą trwa wojna, powodująca zawirowania na rynkach surowcowych. Polska ma jednak nadwyżkę w eksporcie nad importem produktów rolno-spożywczych. Debatujący zastanawiali się również jak wyglądać będzie scenariusz rynku mleka w najbliższym czasie, jeśli sytuacja się uspokoi i nadal będziemy mogli handlować z Ukrainą.
Magdalena Szabłowska podkreśliła, że Mlekovita zawsze planuje długofalową współpracę, przede wszystkim z korzyścią dla dostawców mleka. Jeżeli mamy możliwość sprzedawać nasze produkty w wyższych cenach, to zawsze staramy się zabezpieczać interesy naszych dostawców. Prezes Gańko potwierdził, iż bez względu na sytuację rynkową, zawsze trzeba dbać o dostawców.
– Nasza spółdzielnia jest obecnie w fazie stabilizacji. W ubiegłym roku, wspólnie z radą nadzorczą, staraliśmy się właśnie ceny mleka ustabilizować. Bo nie ma nic gorszego niż skoki cenowe na poziomie 15–20%. Wiemy, że w ub.r. wszystkie zakłady mleczarskie borykały się przede wszystkim z wysokimi kosztami energii, rosnącymi kosztami transportu i logistyki, wreszcie kosztami pracy ludzkiej. Jestem w stanie zrozumieć ekonomikę, ale jeżeli ekonomika miesza się z polityką, to osoby zarządzające firmami tracą siły i coraz mniej rozumieją. Nie możemy tracić żadnego rynku, nie możemy też tracić żadnego dostawcy, ale w pewnym momencie robi się błędne koło. Gdy mleko tanieje, produkujemy go więcej. Gdy produkujemy więcej, jeszcze bardziej tanieje i więcej musimy go wyeksportować.
Cały ciężar transformacji związany z ochroną środowiska zrzucany jest na rolników i przetwórców
Jakie są więc te ceny równowagi, pozwalające spółdzielniom się rozwijać i jednocześnie ustabilizować sytuację ekonomiczną dostawców. Warto nadmienić, że w ostatnich dwóch miesiącach cena mleka w Polsce przekroczyła średnią cenę mleka w UE.
W opinii Magdaleny Szabłowskiej, cena równowagi to taka, z której zadowoleni są i producenci mleka, i zakłady mleczarskie, i klienci.
Coraz trudniej jest jednak pogodzić wszystkich, szczególnie, że nieproporcjonalnie wzrosły koszty produkcji. Coraz nakładane są na nas dodatkowe opłaty i obciążenia, również pracownicze. I tak w ostatnim czasie doszły np. opłaty kaucyjne, czy Fundusz Ochrony Rolnictwa. Cały ciężar transformacji związany z ochroną środowiska, zrzucany jest na producentów mleka i jego przetwórców. Dość powiedzieć, że opłata za jednorazowe opakowania wzrosła z roku na rok o 20%. Jak mamy takie wzrosty udźwignąć, szczególnie, że nie przekładają się one na cenę gotowego wyrobu. A swoje dokłada też polityka sieci handlowych.
– Wystarczy włączyć telewizor i obejrzeć reklamy. Jeżeli w jednej sieci cena litra mleka UHT wynosi 1,69 zł, a za chwilę w drugiej 1,65 zł. Przecież takich cen za mleko nikt na tej sali nie dostaje. A co powiedzieć o kostce masła w cenie 2 zł? Bitwa na koszyki między marketami powoduje przeniesienie jej na przetwórców i kolejne obniżki cen. Jeśli niebawem ma powrócić 5% VAT na żywność, to spowoduje on przynajmniej 1% wzrost inflacji. Jeśli dodać jeszcze wzmocnienie się złotówki, to następuje spadek realnej wartości naszych wyrobów i konkurencyjności, która zbudowana była na niższej cenie skupu mleka niż cena unijna – stwierdził prezes Gańko.
Co dalej z koncentracją produkcji mleka?
Mleczną debatę zakończyło bardzo ważne pytanie: czy koncentracja produkcji mleka to trend korzystny i gdzie jest jej kres?
Prezes Jarmasz poinformował, że strzelecka spółdzielnia zrzesza dużo młodych ludzi, którzy chcą i inwestują w produkcję mleka oraz jej najnowsze technologie, a średnia dziennych dostaw wynosi obecnie 1000 litrów, przy przeciętnej liczbie krów w gospodarstwie liczącej 50 sztuk. To zdaniem prezesa, jest dobra struktura, jednak bardzo ważne jest, by gospodarstwa te były równo wspierane dotacjami, by nie hamować ich rozwoju.
Dyrektor Szabłowska podkreśliła z kolei, że w Mlekovicie są ambitni dostawcy mleka, którzy mają następców chcących inwestować w produkcję mleka. Niemniej jeszcze wiele pracy przed nimi, dlatego tak konieczne jest stałe wsparcie i pomoc.
– W mojej ocenie, obecnie minimalna skala produkcji mleka zapewniająca godne życie to stado krów liczące 60 sztuk i więcej. W sierpeckiej spółdzielni ¾ mleka skupowane jest z gospodarstw, które produkują ponad 500 litrów mleka dziennie. Koncentracja postępuje i to widać, niemniej warto zadać sobie pytanie, jaki kierunek rolnictwa ma być w Polsce. Czy to mają być gospodarstwa rodzinne, utrzymujące ponad 60 krów, czy duże przedsiębiorstwa z setkami, a nawet tysiącami krów. Taki model coraz bardziej na świecie dominuje – stwierdził prezes Gańko.
Podsumowując debatę i liczne pytania w dyskusji, wszyscy w niej uczestniczący byli zgodni co do tego, że na pewno popyt na wysokiej jakości surowiec będzie i jego producenci nie będą mieli problemów ze sprzedażą takiego surowca.
Owszem, w Polsce mleko produkuje obecnie około 80 tysięcy gospodarstw. Około 5% z nich rocznie ubywa i spadek ten będzie się pogłębiał, a na rynku pozostaną te solidne, dobrze prosperujące. Tak więc wszyscy, którzy mają możliwości rozwoju i lubią to co robią, powinni dalej się rozwijać. Mleko bowiem, od dziesięcioleci, jest przecież najbardziej stabilnym kierunkiem produkcji rolniczej.
Beata Dąbrowska