Polskie programy hodowlane daleko za Zachodnią Europą i Stanami
Kiedy reszta świata stara się cały czas prowadzić intensywne działania w kierunku unowocześnienia i maksymalizacji zysków, rozwój naszego własnego programu hodowlanego bydła mlecznego stoi pod znakiem zapytania. Do dziś nie mamy rodzimego indeksu ekonomicznego, nie genotypujemy masowo populacji żeńskiej, zwłaszcza jałowizny, żeby oprzeć dobory o wartości genomowe. Nie zabezpieczamy własnego rynku przed napływem nasienia o wątpliwej wartości genetycznej. To wszystko powoduje, że nie tylko odstajemy na tle bardziej rozwiniętych pod względem hodowli Stanów Zjednoczonych Ameryki czy krajów zachodniej Europy, ale staliśmy się dziś dla nich rynkiem zbytu na nasienie buhajów, których ze względu na niską wartość genetyczną nie kupi już ich rodzimy hodowca. Staliśmy się atrakcyjnym utylizatorem genetyki niechcianej za granicą. Często jest to wynikiem braku wiedzy rolników o wycenie stosowanego zagranicznego buhaja w przeliczeniu na polską bazę. W końcu na pierwszy rzut oka liczy się cena i to o nią rolnik pyta w pierwszej kolejności a sama wartość hodowlana niestety schodzi na bok.
Polskie firmy produkujące nasienie są mało konkurencyjne pod względem kosztów wobec dystrybutorów zagranicznego nasienia, którzy w Polsce mają wyłącznie koszty sprzedaży. Rodzi się pytanie – dlaczego doszło do takiej sytuacji? Wiele elementów przyczyniło się do takiego stanu rzeczy. Przede wszystkim brak państwowego ośrodka wiodącego w zakresie wyznaczania minimalnych wartości indeksów wyceny buhajów, których nasienie wprowadzane jest do obrotu w kraju. Wykorzystywanie w sztucznej inseminacji buhajów z dwucyfrowym indeksem PF, czyli poniżej 100, często niesie za sobą ujemne kilogramy mleka, ujemne wartości hodowlane dla nóg i wymion. Te cechy po dodaniu importowanego materiału hodowlanego w postaci jałowic o przecież nie najwyższej wartości genomowej (każdy hodowca najlepsze sztuki zostawia u siebie) może w przyszłości znacznie obniżyć opłacalność produkcji mleka w Polsce.
- Należałoby szybko powołać państwowy organ, który nie tylko wyznaczy kierunki i cele krajowej hodowli bydła, ale także będzie miał w swoich strukturach produkcję nasienia buhajów i hodowle zarodowe.
Uniknąć węgierskich wzorów
Dodać należy też prywatyzację krajowych spółek inseminacyjnych, która prawdopodobnie była naprędce przygotowana i może prowadzić do zdominowania polskiego rynku inseminacji przez podmioty zagraniczne. Rok 2022 będzie momentem ostatecznego przejęcia udziałów przez inwestorów i wówczas się wszystko rozstrzygnie? Niewykluczone, że może dojść do takiej sytuacji, która miała miejsce na Węgrzech, gdzie w wyniku podobnej prywatyzacji firmy zagraniczne przejęły lokalny rynek i praktycznie przestał istnieć krajowy program hodowlany, a cały materiał genetyczny w postaci nasienia jest sprowadzany. Dlatego należałoby w miarę możliwości szybko powołać państwowy organ, który nie tylko wyznaczy kierunki i cele krajowej hodowli bydła, ale także będzie miał w swoich strukturach produkcję nasienia buhajów i hodowle zarodowe, aby móc w bezpośredni sposób wpływać na realizację programu hodowlanego. Stworzy to także nowe możliwości finansowania, choćby genotypowania materiału żeńskiego, czy współdziałania wielu ośrodków, co zapewne przybliży nas do lepiej rozwiniętych w zakresie hodowlanym krajów europejskich.
Andrzej Rutkowski