To ogromne nieszczęście stawiające w niezwykle trudnej sytuacji Mateusza Zawadę wraz z partnerką Wiolettą i ich czwórką dzieci: 11-letnią Leną, 4-letnią Laurą, 2-letnim Igorem i najmłodszą zaledwie półroczną Lilianną. Wymiar tragedii jest tym większy, iż Mateusz Zawada nie przejął gospodarstwa od rodziców, a zakupił je na kredyt, ciężko pracując na jego rozwój i spłatę rat bankowych.
Bydło zdążyło uciec z płonącej obory
Obora, która spłonęła w nocy z 3 na 4 czerwca miała wymiary 50x12 m, a przebywało w niej ponad 50 sztuk bydła, w tym 33 krowy. Straty mogłyby być znacznie większe gdyby nie fakt, że rolnik zakupiony wraz z gospodarstwem budynek poddał gruntownej modernizacji, zmieniając system utrzymania z uwięziowego na wolnostanowiskowy.
– Pożar najprawdopodobniej rozpoczął się o 23:30, a nas około północy obudziła sąsiadka. Gdy wyszedłem na podwórko cały budynek stał w ogniu. Byłem w szoku, ale próbowałem ratować to co się dało. Część bydła sama zdołała uciec z obory, a część po otwarciu przez nas drzwi i bramek. To cud, że uratowały się wszystkie krowy i większość jałówek. Gdybyśmy nie zmienili systemu z uwięziowego na wolnostanowiskowy to nie byłoby szans na uratowanie bydła. Następnie jak najszybciej przeparkowałem ciągniki stojące w pobliżu obory. Chciałem też ratować ładowarkę, ale było już za późno. Szkoda, bo ta maszyna nie tylko zastępowała nam zgarniacz obornika, ale też wóz paszowy. Używaliśmy jej codziennie do najcięższych prac związanych z obsługą stada. Obawialiśmy się też o zbiornik na paliwo, który znajduje się w pobliżu obory, ale nic mu się nie stało. Najważniejsze, że nie było ofiar w ludziach oraz że ogień nie przeniósł się na budynek mieszkalny – powiedział Mateusz Zawada.
Straż pożarną zawiadomiła czujna sąsiadka
– Ogień rozprzestrzeniał się momentalnie. Gdy strażacy przybyli na miejsce dach był całkowicie spalony i częściowo zapadł się do środka. Po godzinie obora doszczętnie spłonęła, a strażacy dogaszali ogień jeszcze przez kilka godzin – relacjonowała sąsiadka Diana Parlejewska, która obudziła sąsiadów i zadzwoniła na numer alarmowy 112.
Jak podają strażacy, 4 czerwca br. o godzinie 00:24 dyżurny stanowiska kierowania Komendanta Powiatowego PSP w Lidzbarku Warmińskim otrzymał zgłoszenie o pożarze obory w miejscowości Krekole w gminie Kiwity. Do zdarzenia zadysponowano dwa zastępy z lidzbarskiej jednostki ratowniczo-gaśniczej wraz z jednostkami ochrony przeciwpożarowej z Kiwit, Żegot oraz Rogóża. Działania strażaków polegały przede wszystkim na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia oraz jego oświetleniu, podaniu 4 prądów wody w natarciu na palący się obiekt, zapewnieniu ciągłości podawania środka gaśniczego zasilając się z naturalnych zbiorników zewnętrznych oraz rozbiórki elementów konstrukcyjnych budynku stwarzających zagrożenie. Po ponad 6 godzinnych działaniach, w których brało udział 25 strażaków, udało się uratować m.in. budynek mieszkalny, stację paliwową oraz silos paszowy.
- Mateusz Zawada gospodaruje na 20 ha własnych i 30 ha dzierżawy we wsi Krekole (pow. lidzbarski). Uprawia kukurydzę i użytki zielone. Utrzymuje 50 sztuk bydła, w tym 33 krowy. Mleko dostarcza do SM Mlekpol Grajewo – oddział w Mrągowie w ilości 1300–1500 l na odbiór. Stado od 5 lat objęte jest oceną użytkowości mlecznej.
- Tyle zostało z ładowarki przegubowej Weidemann...
- …a tak teraz wygląda schładzalnik mleka o pojemności 1,5 tys. l, niewiele też zostało z dojarki przewodowej z pięcioma aparatami udojowymi
Przyczyna pożaru obory pozostaje na razie nieznana
Niestety, ubezpieczony był sam budynek inwentarski, bez wyposażenia, maszyn i fotowoltaiki. To właśnie instalacja fotowoltaiczna o mocy 15 kW była najnowszą inwestycją rolników oddaną do użytku w marcu br. Ponadto rolnicy gruntownie wyremontowali dach.
– Z fotowoltaiki, która kosztowała nas 72 tys. zł korzystaliśmy zaledwie 3 miesiące. Niby miała być gwarancja w wypadku pożaru od pioruna itp., a jak się spaliło, to nic nam nie przysługuje. Bank po prostu nie ubezpieczył kredytu i zostaliśmy z niczym. Firma, która założyła instalację zaoferowała nam tylko to, że mogą nam założyć drugą i będziemy spłacać podwójny kredyt, a jak nie to i tak musimy spłacać pierwszy kredyt za instalację, której nie ma, a więc i prąd musimy z powrotem kupować. Póki co przyczyna pożaru nie jest znana. Jak się dowiedzieliśmy, raczej przyczyną nie była instalacja fotowoltaiczna, bo jeśliby tak było to pożar pojawiłby się w dzień, a nie w nocy. Jednak śledztwo trwa i jeszcze nic nie wiemy – stwierdził Mateusz Zawada.
- Jałówki dzień i noc przebywają na pastwisku, latem jest to możliwe, ale zimą już nie
- Obok obory znajduje się zbiornik na paliwo Swimer, który na szczęście ocalał, bo straty mogły być znacznie większe
Uratowane krowy trafiły pod dach sąsiada
Bydło zostało uratowane prawie w 90%, ale gdzie je utrzymywać? Jak przeprowadzić dój? Takie pytania w pierwszej chwili zadawali sobie poszkodowani hodowcy. Wtedy z pomocą przyszedł znajomy rolnik, którego gospodarstwo położone jest w tej samej wiosce w odległości kilku kilometrów.
– Gdy tylko dowiedziałem się o wielkim nieszczęściu, jakie dotknęło Mateusza Zawadę i jego rodzinę, od razu zaproponowałem, aby swoje krowy przeprowadzili do mojej starszej obory. Dopiero co zasiedliliśmy nowy obiekt inwentarski i ten stary stał prawie pusty. Nie można przejść obojętnie obok takiej tragedii. Tym bardziej, że spotyka ona ludzi bardzo pracowitych, o nieposzlakowanej opinii, cieszących się sympatią wśród miejscowej społeczności – powiedział Jerzy Winiarek.
– Spotkaliśmy się z dużą pomocą i życzliwością okolicznych rolników, którzy własnymi maszynami pomagają dowieźć kiszonkę i inne pasze. Użyczenie obory przez Jerzego Winiarka umożliwiło nam dalszą produkcję mleka. Nie wiem co byśmy zrobili gdyby nie ta pomoc, za co bardzo dziękujemy. Dziękujemy też radnemu gminnemu i sołtysowi sąsiedniej wioski Dariuszowi Gromułowi, który jako jedyny z przedstawicieli lokalnych władz zainteresował się naszą sytuacją – przyznał Mateusz Zawada.
- Sąsiadka Diana Parlejewska, która wraz ze swoją mamą jako pierwsza zauważyła pożar i obudziła gospodarzy
- Jerzy Winiarek bez wahania udostępnił jedną ze swoich obór na potrzeby krów Mateusza Zawady, a także przylegające do niej pastwiska, gdzie bydło wypasa się w ciągu dnia
Dwie zbiórki pomocowe dla Mateusza Zawady i jego rodziny
Sołtys wsi Samolubie Dariusz Gromuł wystosował apel o pomoc poszkodowanej rodzinie, który zamieścił m.in. w mediach społecznościowych wraz z informacjami dotyczącymi zbiórki funduszy na pomoc pogorzelcom zorganizowanej przez fundację „Opiekun”. Zbiórka niestety trwa tylko do wtorku 22.06.2021 roku, zatem, w większości przypadków, będzie już zbyt późno na wpłaty, gdy nasi Czytelnicy dostaną ten numer TPR do ręki. Na szczęście jest jeszcze druga zbiórka, która potrwa znacznie dłużej, bo prawie 100 dni, również zainicjowana przez Dariusza Gromuła, a zorganizowała ją Katarzyna Urbańska. Wpłat można dokonywać za pośrednictwem portalu zrzutka.pl pod linkiem:https://zrzutka.pl/kyuyw2.
Obie zbiórki są bezprowizyjne, a zebrane środki w całości trafią do poszkodowanych. Na wszelki wypadek podajemy też dane do pierwszej zbiórki, bo z doświadczenia wiemy, że część Czytelników dostaje nasz tygodnik szybciej, za pośrednictwem swojej mleczarni i może im uda się zdążyć z wpłatami do 22 czerwca br. Pieniądze można wpłacać na konto:
Fundacja „Opiekun”,
Bartniki 22, 11-106 Kiwity
38 1090 1463 0000 0000 7201 4378
z dopiskiem „Krekole”.
Nasi Czytelnicy już nie raz pomogli w trudnych sytuacjach, liczymy, że i tym razem wesprą swoich kolegów po fachu, których spotkała ogromna tragedia. Pomóżmy hodowcom z Krekoli odbudować gospodarstwo i wrócić do normalności.
Andrzej Rutkowski
Zdjęcia: Andrzej Rutkowski
Zdjęcia: Andrzej Rutkowski