Nic nie wskazywało, że dojdzie do tragedii
Pożar wybuchł wieczorem 21 września. To był zwykły dzień pracy w gospodarstwie dla Leokadii i Jana Kawalirów oraz ich dwóch synów: Jakuba i Macieja. Poranny udój został wykonany o 4 rano, wieczorny po godz. 16. Jak co dzień, wieczorem około godz. 22 hodowcy pojechali do obory sprawdzić czy ze zwierzętami jest wszystko w porządku i podgarnąć paszę. Nic nie wskazywało na to, że kilkadziesiąt minut później dojdzie do ogromnej tragedii.
– Synowie wrócili o godz. 22. Wszystko było w porządku. Zjedli kolację i usiedli przed telewizorem. Nagle zauważyli nad oborą ogromną łunę i kłęby dymu – informuje Jan Kawalir.
Rolnicy błyskawicznie udali się na miejsce, jednak ratowanie zwierząt okazało się niemożliwe. Ogień gwałtownie się rozprzestrzenił po całym budynku. Ogromne płomienie trawiły ściany i dach, wokół ścielił się gęsty dym. Paliły się boczne, plastikowe kurtyny oraz świetlik dachowy.
Ze 150 zwierząt przeżyła tylko 1 krowa
Zrozpaczeni hodowcy próbowali otworzyć podnoszone bramy, żadnej się nie udało, bowiem ogień odkształcił prowadnice i nie można było ich podnieść. Obora płonęła jak pochodnia. W środku zaś trwała agonia i niewyobrażalne cierpienie 150 sztuk zwierząt, które padały od ognia i duszącego dymu.
Zespół ratowniczy otworzył drzwi wjazdowe i przystąpił do ewakuacji zwierząt. Było już jednak za późno, większość z nich była martwa. Strażakom udało się wyciągnąć z budynku 4 żyjące, ale ogromnie cierpiące z powodu obrażeń sztuki, którym lekarz weterynarii podał środki znieczulające. Niestety, przeżyła tylko jedna krowa. Doszczętnie też spłonęła znajdująca się w oborze ładowarka teleskopowa służąca do zadawania paszy.
Gaszenie pożaru trwało do późnych godzin nocnych. Z żywiołem walczyło 31 strażaków.
Zrozpaczeni hodowcy długo jeszcze będą dochodzić do siebie, jednak już w dzień po tragedii próbują mocno stanąć na nogach.
– Zależy nam przede wszystkim na pomocy banku. Na budowę obory zaciągnęliśmy bowiem kredyt. Absolutnie nie chcę uchylać się od spłaty. Spłacimy każdą należną złotówkę, tylko potrzebny jest nam dziś jakiś okres prolongaty albo zawieszenia rat. Straciliśmy produkcję mleka – główne źródło utrzymania i nie będziemy mieć wpływów. Na szczęście pozostało nam jeszcze trochę opasów oraz cieląt. Budynek obory był ubezpieczony i mamy ogromną nadzieję, że towarzystwo ubezpieczeniowe przeprowadzi rzetelną wycenę poniesionych strat i wypłaci należyte realne odszkodowanie. Wykonawca obory już zaproponował, że przeprowadzi wycenę kosztów odbudowy – mówi Jan Kawalir.
Gmina pomoże poszkodowanym rolnikom w odbudowaniu obory i stada
Wszystko wskazuje na to, że budynek zostanie odbudowany, a stado bydła odtworzone. Pomoc zaoferowała gmina Kiwity. Kiedy wybuchł pożar na miejscu pojawił się wójt.
Zbiórkę pieniędzy rozpoczęła OSP Kiwity wraz z Fundacją „Opiekun” z Bartnik. Druhowie proszą wszystkich, którzy chcieliby pomóc gospodarstwu, które znajduje się w skrajnie trudnej sytuacji, o wpłaty na konto.
Spółdzielnia mleczarska Spomlek ruszyła z natychmiastową pomocą
Z natychmiastową pomocą ruszyła również SM Spomlek, której państwo Kawalirowie są dostawcami. Uruchomiono procedury pozwalające na udzielenie pewnych form pomocy dla dostawcy. Gospodarstwo zostało po pożarze odwiedzone przez Edwarda Bajko – prezesa zarządu SM Spomlek oraz przewodniczącego rady nadzorczej Marka Kalinowskiego i dyrektora Oddziału Młynary SM Spomlek – Józefa Kaczyńskiego.
Dotknięta niebywałą tragedią i ogromnymi stratami rodzina Kawalirów za naszym pośrednictwem pragnie przekazać podziękowania wszystkim osobom i instytucjom, które okazały wsparcie w najtrudniejszych chwilach tuż po ugaszeniu pożaru.
Jak można pomóc rodzinie Kawalirów?
Wpłaty można kierować na następujący numer konta:
Fundacja „Opiekun”
nr konta 38 1090 1463 0000 0000 7201 4378
z dopiskiem „Bartniki”.
lub wesprzeć rolników przez portal Zrzutka: https://zrzutka.pl/r26hvj
Tomasz Ślęzak
Zdjęcia: Tomasz Ślęzak