Czy kilka miesięcy temu brał pan pod uwagę możliwość, że będzie pan kierował Mazowieckim Związkiem Hodowców Bydła i Producentów Mleka?
13 grudnia ubiegłego roku w Zakopanem jedn z naszych kolegów z Mazowsza został pobity przez Krzysztofa Banacha – wiceprezydenta Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka.
A jaki związek z tym wydarzeniem miał wiceprezydent Sylwester Mierzejewski?
– Otóż Rafał Stachura – członek zarządu PFHBiPM i jednocześnie prezes Lubelskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, złożył wniosek o zwołanie Nadzwyczajnego Zjazdu Delegatów PFHBiPM, na którym to można byłoby odwołać Krzysztofa Banacha z zarządu Federacji za popełnienie tego niegodnego czynu. W jawnym głosowaniu ów wniosek przepadł jednym głosem. A wiceprezydent Sylwester Mierzejewski głosował przeciwko temu wnioskowi. To oznaczało, że opowiedział się za prezydentem Banachem, a nie za pobitym kolegą ze swojego regionalnego Związku. Jednak owe pobicie okazało się wierzchołkiem góry lodowej, bowiem duże zastrzeżenia podczas zarządu w Zakopanem wzbudziło funkcjonowanie Polskiej Federacji sp. z o.o. – spółki córki PFHBiPM, z której ogromne korzyści finansowe czerpali wybrani, głównie członkowie prezydium. Zaś dostęp do informacji dla zwykłych członków zarządu na temat tej spółki okazał się bardzo utrudniony.
Ale na Podlasiu więzy koleżeństwa są mocniejsze. Bowiem na posiedzeniu Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka w Supraślu, w dniach 1–3 lutego, prezydent Banach w kwestii tego incydentu otrzymał poparcie od większości członków zarządu, a nawet słychać było głosy, że powinien bardziej dołożyć koledze z Mazowsza.
– Nie będę tego komentował. Ale chyba działalność Związku Hodowców nie jest oparta na argumencie siły, a co najwyżej na sile argumentów. Dlatego Sylwester Mierzejewski musiał odejść. Na posiedzeniu zarządu Mazowieckiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka w dniu 10 lutego 2017 r. po odwołaniu prezesa zarząd ukonstytuował się następująco: Waldemar Plantowski – prezes, Cezary Czaplicki – wiceprezes, Robert Wołyński – wiceprezes, Jan Roskosz – sekretarz, Ireneusz Goździewski – skarbnik, pozostali członkowie zarządu – razem 11 osób.
Proszę powiedzieć kilka słów o sobie.
– Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem mechanizacji. Ukończyłem studia wyższe – magisterskie dzienne – na wydziale Techniki Rolniczej i Leśnej w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego Akademii Rolniczej w Warszawie w 1986 r.
Od 1987 r. wraz z żoną Grażyną i synami prowadzę rodzinne gospodarstwo w miejscowości Olszewo-Borzymy niedaleko Mławy. Obecnie pod oceną mamy około 90 krów hf o wydajności rocznej ponad 10 400 kg mleka. Razem utrzymujemy 253 sztuki bydła mlecznego. Jestem wielokrotnym uczestnikiem wystaw hodowlanych na Mazowszu, a nasze bydło zdobyło wiele tytułów czempionów i wiceczempionów w kategoriach krów i jałówek cielnych, głównie na wystawach w Poświętnem koło Płońska. Członkiem Mazowieckiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka jestem od momentu jego powstania, zaś członkiem zarządu tego związku i zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka jestem od sześciu lat. Pragnę jednoznacznie powiedzieć, że prezesem związku nie zostałem dlatego, by piąć się po szczeblach władzy i robić karierę, ale ze względu na złą sytuację, w jakiej znalazła się PFHBiPM. Postaram się dopilnować, by sprawiedliwości stało się zadość a osoby, które zawiniły tej sytuacji były rozliczone i pociągnięte do odpowiedzialności. Trzeba skończyć z chamstwem, chuligaństwem, arogancją, zastraszaniem, kolesiostwem.
– Apeluję do wszystkich hodowców zrzeszonych w związkach regionalnych PFHBiPM, aby wzięli sprawy w swoje ręce i rozliczali delegatów będących w zarządzie Federacji (bardzo często nie reprezentują oni swoich wyborców hodowców, ale załatwiają swoje prywatne interesy). Układy i koleżeństwo zastałem w Federacji sześć lat temu. Błyskawiczną karierę robią tam osoby, których poglądy wpisują się w ideę rządzących nią ludzi. Nie jest dobre dla interesów zwykłych hodowców, że osoby zasiadające we władzach Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka oraz Polskiej Federacji sp. z o.o., to od wielu lat te same twarze. Od kilku lat znam tylko jeden przypadek zastąpienia członka prezydium inną osobą. Trzeba zmienić statut i wprowadzić kadencyjność, aby panowie nie przyrastali do stołków. Opowiadam się też za tym, aby zlikwidować prezydium, którego funkcjonowanie nie ma nic wspólnego z demokracją związkową. Niech władze sprawują: prezydent i dwaj wiceprezydenci PFHBiPM – pod ścisłą kontrolą całego zarządu, a nie kilku zaprzyjaźnionych osób, czyli grupy trzymającej władzę.
Czyli chce pan pozbawić władzy osoby, które uważają się za niezastąpione, bo bez nich polska hodowla padnie? Jest to bardzo mocny argument dla przeciętnego hodowcy, pracowników nauki związanych z Federacją czy też zootechników.
– Pragnę wyjaśnić wszystkim pracownikom PFHBiPM i zdementować prymitywne kłamstwa, że ci co są w opozycji do obecnego układu rządzącego Federacją chcą rozwalić PFHBiPM. Owe bzdury i plotki są rozpowszechniane specjalnie, by nastawić do nas negatywnie pracowników Federacji, by wprowadzić aurę niepewności, strachu i wielkiej niewiadomej. Rozpuszczana jest przez tych, którzy wzięli znacznie więcej niż nakazuje zdrowy rozsądek i teraz wstydzą się kamuflując i odwracając uwagę od istotnych problemów. Mamy np. sumę 746 tysięcy złotych wynagrodzenia dla jednoosobowego zarządu – czyli prezesa Stanisława Kautza – w Polskiej Federacji spółka z o.o. w 2015 roku albo sumę 307 tysięcy zł dla 7 członków rady nadzorczej, w tym przewodniczącego rady Krzysztofa Banacha. Jak te sumy mają się do wynagrodzenia zwykłych zootechników? Zapewniam wszystkich pracujących, że leży nam na sercu uregulowanie spraw płacowych, szczególnie dla tych, którzy ciężką pracą budują tę Federacją, a rozliczyć chcemy tych, którzy w łatwy sposób obdarowują się nawzajem nieprzyzwoicie wysokimi wynagrodzeniami.
Czy ktoś z panów siedzących w prezydium PFHBiPM a zarazem i w radzie nadzorczej PF sp. z o.o. zastanawiał się nad tym, ile zarabia netto zootechnik zajmujący się oceną mleka, pracownik administracji biurowej (gdzie są dla nich premie), że w pojeździe kupionym dla niego do codziennej roboty nie ma klimatyzacji, że na wystawach bydła zarówno o zasięgu regionalnym, jak i krajowym hodowca, związkowiec czy zwykły producent mleka też chciałby się napić schłodzonego szampana pieszcząc podniebienie roladą z łososia i pogadać przy jednym stole o swoich problemach.
Dlaczego oszukuje się hodowców zachęcając ich, by kupowali kolczyki po zawyżonych cenach w PF sp. z o.o. Wszyscy myślą, że to szlachetny cel, bowiem marża z zakupu na pewno zasili konto PFHBiPM. Nic bardziej mylnego. Kupujący kolczyki w spółce zasilają pośrednio także kieszenie siedzących we władzach panów – zarówno zarządu spółki, jak i całej rady nadzorczej. Podobnie jest z częścią pieniędzy, za które Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka kupuje od swojej spółki córki, czyli od Polskiej Federacji spółki z o.o. miesięcznik „Hodowla i Chów Bydła”. Przecież w tej spółce 50% kosztów stanowią wynagrodzenia. Trzeba to definitywnie zmienić. Gdyby marża ze sprzedaży kolczyków wracała chociaż w części w poszczególnych regionach (województwach) do kasy związkowej hodowców bydła, to nie mielibyśmy takiej złej sytuacji finansowej w naszych związkach i nie byłoby zależności, kiedy szary mały związek prosi bogatą wielką Federację o wsparcie na różne cele.
Dlatego domagamy się odwołania lub złożenia rezygnacji przez osoby odpowiedzialne za zaistniałą złą, wręcz chorą, sytuację. Zarówno dotyczy to PFHBiPM, jak i PF sp. z o.o. (powód działanie na szkodę Federacji – nieodprowadzanie dywidendy).
Wraz z grupą kolegów przerwaliśmy ,,zmowę milczenia’’, postanowiliśmy zrobić ,,porządek’’ w Federacji – niektórzy nazywają to wietrzeniem, inni rewolucją. Chociaż teraz to już zrobi się niezły ,,przeciąg’’. Niektórzy próbują w związkach regionalnych – po naszych zmianach w zarządzie na Mazowszu – wywołać niepokój wśród hodowców wykorzystując do tego podziały geograficzne. Nasi przeciwnicy chcąc skonfliktować północne Mazowsze (gdzie działam) z południowym Mazowszem na południe od Warszawy, skąd pochodzi były prezes Sylwester Mierzejewski.
Argumenty: prezes jest z koła powiatowego Mława, wiceprezes z koła powiatowego Ciechanów, drugi zaś wiceprezes z koła powiatowego Płock–Gostynin. Twierdzą, że władza należy do północno-zachodniego Mazowsza. Dla mnie to absurd – bo czym różni się hodowca, związkowiec z Węgrowa, Siedlec czy Radomia od tego z Płońska, Przasnysza czy Makowa? Te pseudoargumenty nas nie podzielą. Bowiem zmian chcą hodowcy z całego Mazowsza, z całej Polski.
Dziękujemy za rozmowę.