Stanisław Paździor dziękuje rolnikom i Bogu za pomoc oraz wsparcie  Artur Kowalczyk
StoryEditorRolnicza pomoc po powodzi

Rolnicy ratują hodowlę bydła na Dolnym Śląsku przed zapaścią. "Samo współczucie to za mało"

29.12.2024., 16:15h

Istnieje realna szansa, aby stada bydła mlecznego i mięsnego na Dolnym Śląsku z terenów, które we wrześniu bieżącego roku dotknął kataklizm powodzi zostały uratowane przed likwidacją albo zmniejszeniem, bo dla rolników płynie ciągle pomoc, pomoc gospodarzy z innych rejonów Polski. Tirami dostarczane jest to, co teraz najpotrzebniejsze, czyli pasza i słoma.

Rolnicy z całej Polski wspierają hodowców z Dolnego Śląska. "Liczy się solidarność gospodarzy"

Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska WART-MILK w Sieradzu, której dostawcy nie zostali na szczęście dotknięci w tym roku przez żywioł, postanowiła wspólnie ze swoimi rolnikami z regionu wesprzeć kolegów na Dolnym Śląsku.

Dzięki wspólnej inicjatywie właśnie rolników i władz spółdzielni wsparcie otrzymują pokrzywdzeni i zostawieni sami sobie rolnicy na południu kraju.

Wiemy co może zrobić woda z rzeki, kiedy wyleje na wsie, pola, gospodarstwa i zniszczy majątek rolników, a także nadzieję. Rolnikom, którym zniszczyła zabudowania gospodarcze, domy albo pola uprawne potrzebna pomoc i wsparcie, bo samo współczucie to za mało, żeby mogli odbudować swoje gospodarstwa i dalej prowadzić produkcję, a szczególnie trudne jest to w przypadku hodowli bydła mlecznego bądź mięsnego. Dlatego im pomagamy i staramy się w ten sposób pokazać naszą solidarność z pokrzywdzonymi – mówi Ireneusz Kuciński, rolnik, ale także członek rady nadzorczej WART-MILK w Sieradzu.

image
Stanisław Paździor i Ireneusz Kuciński to rolnicy z krwi i kości, którzy wiedzą najlepiej, co znaczy pomoc innemu gospodarzowi
FOTO: Artur Kowalczyk

Stamtąd właśnie trafił pierwszy transport czterdziestu balotów słomy, siana i sianokiszonki do gospodarstwa jednego z poszkodowanych, Stanisława Paździora we wsi Czadrów (pow. kamiennogórski).

Żaden rolnik nie liczy już na pomoc państwa po powodzi

Chyba nikt z rolników już tutaj nie liczy na pomoc państwa albo jego instytucji, które najwyraźniej zawiodły. A w regionie mówi się, że najwyraźniej z niesieniem pomocy czekają na pierwszy pokos traw przyszłej wiosny.

Dziękuję ludziom i Bogu – mówi Stanisław Paździor. – Jest to dla mnie ogromne wsparcie, bo nie wiem, co miałbym dać teraz krowom do żłobu. To dla mnie ważne, po prostu praktycznie, w codziennym utrzymaniu stada i produkcji mleka. A teraz po powodzi realnie ważne w jego utrzymaniu. Bez paszy dla zwierząt nie da się tego zrobić i dlatego poważnie rozważałem duże zmniejszenie pogłowia, a może nawet jego likwidację.

image
Stanisław Paździor dziękuje rolnikom i Bogu za pomoc oraz wsparcie
 
FOTO: Artur Kowalczyk

Myślę, że znamy raczej dobrze problemy ludzi, którzy stracili zaplecze paszowe, bo woda zalała im pastwiska i plony, zapasy z użytków zielonych czy kukurydzę – dodaje Ireneusz Kuciński. – Dobrze wiemy, że odtworzenie produkcji, odbudowa choćby niewielkiego stada, to przynajmniej kilka lat pracy i oczywiście dużych pieniędzy. Uważam, że nie możemy pozwolić im zginąć, trzeba teraz szczególnie ich wspierać, choć rzeczywiście nie są to rolnicy z naszego regionu, którzy dostarczają do naszej mleczarni swój produkt. Ale najważniejsza jest tutaj solidarność rolników, która nie może zostać zachwiana. Razem potrafimy przezwyciężyć trudności.

Najważniejsza jest pomoc gospodarzom i ratowanie gospodarstw przed likwidacją

Transport w ubiegłym tygodniu – właśnie do Czadrowa – był pierwszym z WART-MILK w Sieradzu na Dolnym Śląsku, a jego logistyczne przygotowanie można powiedzieć, że banalne, ale gospodarskie.

Rolnicy dali znak spółdzielni, że są gotowi na zbiórkę paszy dla tych, którzy ucierpieli w czasie powodzi, bo zwyczajnie mają świadomość trudności, jakie spowodowała powódź w tym rejonie.

Natomiast władze mleczarni dysponujące odrębnym funduszem na czas kryzysu, na specjalne potrzeby np. na wypadek klęsk żywiołowych, jak powódź opłaciły transport (ciężarowy samochód – tria, kierowcę oraz benzynę), zaś kilkunastu rolników przekazało to co mogło i ile mogło, na początek czterdzieści balotów siana, słomy i sianokiszonki.

Potem we współpracy z TPR wystarczyło kilka telefonów i transport został załadowany, a potem szybko dostarczony na Dolny Śląsk.

To nasz pierwszy transport, ale chcę podkreślić, że będą kolejne – zapowiada Ireneusz Kuciński. – Potrzebujących prosimy o kontakt na przykład w sekretariacie spółdzielni albo o telefon do mnie 600 327 462 i wszystko szybko i sprawnie załatwimy. Po prostu proszę potrzebujących wsparcia rolników o zgłoszenia, o telefon. Odległość nie gra roli, a najważniejsze to pomoc gospodarzom i ratowanie stad bydła przed likwidacją czy zmniejszaniem. W efekcie być może nawet przed likwidacją, szczególnie cennych jak choćby to, bo przecież to rodzinne gospodarstwo pana Stanisława.

Hodowcy z terenów dotkniętych powodzią mierzą się z problemami, które trudno opisać

Stanisław Paździor, który gospodaruje na areale prawie 180 hektarów gruntów, z czego niespełna trzydzieści hektarów to jego własność, ma teraz niezwykle poważny problem, bo produkcja roślinna (zboża, kukurydza oraz użytki zielone) nastawiona na potrzeby paszowe dla bydła w około czterdziestu procentach została zniszczona przez powódź. Żywioł zdemolował również zapasy paszowe rolnika – czyli niemal sto balotów siana i sianokiszonki.

Prawie sto pięćdziesiąt sztuk bydła w obejściu rolnika (rasy holsztyńsko-frezyjska oraz biało-czerwona), z czego siedemdziesiąt to sztuki mleczne, bazuje obecnie właśnie na dostawach z pomocy od rolników z innych rejonów kraju.

Dlatego chwała rolnikom, którzy nam tutaj pomagają wyżywić bydło i Bóg im zapłać, bo niestety nie mamy żadnego wsparcia ze strony państwa polskiego. To bardzo smutne, wręcz zatrważające, bo tyle się mówiło o wsparciu dla pokrzywdzonych przez powódź – mówi pan Stanisław. – Ale dzięki pomocy innych rolników widać nadzieję na przyszłość, na zachowanie stada i tzw. światełko w tunelu.

I być może uda mu się nadal oddawać do Żarskiej Spółdzielni Producentów Mleka w Żarach (woj. lubuskie) mleko jak dotąd, średnio miesięcznie około 45 tys. litrów.

Światełko w tunelu widać, gdyż to już kolejna dostawa, jaką otrzymał, chociaż potrzebujących pomocy paszowej jest więcej.

image
Ireneusz Kuciński uważa, że solidarność z gospodarzami i pomoc dla nich to także wsparcie psychiczne, bo wiedzą, że nie są sami
FOTO: Artur Kowalczyk

Dlatego transporty, które przychodziły z Wielkopolski czy Kujaw, także dostawy wysłodków zostały rozdzielone również dla innych gospodarzy.

Jakby tego było mało, powódź uszkodziła dwa lokalne mosty, które ułatwiały nam dojazd na pola. Teraz zostały niestety zamknięte i musimy nadrabiać po kilka kilometrów, żeby tam móc cokolwiek zrobić albo dojechać do wypasanego bydła – opowiada gospodarz.

Na szczęście gospodarstwo Stanisława Paździora należy do grupy rodzinnych i w codziennych, popowodziowych trudach wspiera go żona oraz dwóch dorosłych synów.

To smutne, ale często żałuję, że zaszczepiłem w nich tę miłość do ziemi, do pracy na roli, do zwierząt. Ich koledzy teraz po ośmiu godzinach pracy idą do domu odpoczywać, a my zmagamy się z problemami, które trudno opisać – wyznaje smutno rolnik.

1400 złotych odszkodowania od państwa za zniszczenia na 30 hektarach upraw

Mam nadzieję, że rolnicy to ciągle grupa społeczeństwa, która potrafi patrzeć w przyszłość i wspierać się, a dzięki temu nie da się skłócić i podzielić. Dlatego taka solidarność rolników jest teraz niezwykle istotna, bo pomoże nam uratować rolnictwo w Polsce – podkreśla Ireneusz Kuciński.

I być może właśnie dlatego zarówno darczyńcy, jak i obdarowani szczególnie cenią pomoc, która wyraża szacunek dla pracy i codziennego trudu rolnika, bo to on produkuje, wytwarza wszystko to, co mamy potem na stole, czyli mleko, chleb albo dobrą wołowinę.

Nadzieje na przyszły rok daje także fakt, że stado i gospodarstwo udało się po prostu uratować przed wodą z górskiej rzeczki (Zadrna), która zwykle jest tylko pięknym elementem górskiego w tych rejonach krajobrazu.

Trochę jeszcze ze strachem wspominam jak zabezpieczaliśmy oborę i całe gospodarstwo workami z pisakiem, jak budowaliśmy wały na rzece i jak szukaliśmy krów, które w tym czasie pasły się na łące, a kiedy woda zaczęła ją zalewać, na szczęście uciekły do lasu. Wszystkie zwierzęta uratowaliśmy, więc teraz jest o co walczyć i o co się starać – opowiada rolnik.

Chociaż jego optymizm studzi niestety zachowanie instytucji państwa.

Na wiosnę tego roku plony niszczyły nam przymrozki, potem przyszła susza, która też niszczyła nam plony, a jesienią zniszczenia zwielokrotniła powódź. Proszę sobie wyobrazić, że za szkody na stu trzydziestu hektarach upraw dostałem od państwa wsparcie w wysokości 1400 złotych. Czy to można nazwać pomocą? I co więcej, te pieniądze jeszcze nie przyszły. Mam je, ale na razie na papierze – zaznacza Stanisław Paździor.

Artur Kowalczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
29. grudzień 2024 16:44