Hodowcy zaczęli opasać wolce, które są dopełnieniem produkcji mlecznej. Teraz najbardziej obawiają się choroby niebieskiego języka
Jednocześnie w budynkach po jałówkach zaczęli opasać wolce, które spełniają funkcję utylizatorów niedojadów po krowach mlecznych. Niestety, rolnicy obawiają się, że system, który sprawdza się bardzo dobrze, może przestać funkcjonować za sprawą choroby niebieskiego języka.
– Polegamy na jałówkach z zakupu. Niestety, wystąpienie choroby niebieskiego języka spowodowało znaczne trudności w obrocie zwierząt, głównie imporcie jałówek, których ceny mocno poszły w górę. Czekamy, jak sytuacja się rozwinie, możliwe, że będziemy musieli wrócić do odchowu własnego żeńskiego materiału hodowlanego, czego byśmy nie chcieli. Dobrze sprawdza nam się obecny system. Większość bazy paszowej, w tym pasze najlepszej jakości, przeznaczamy dla krów mlecznych, od których sprzedaż mleka zwiększyliśmy do 80–100 tys. l w skali miesiąca. Z kolei niedojady TMR-u od krów i pasze słabszej jakości wolce zamieniają na wysokiej jakości wołowinę. Trzeba nadmienić, że wolce znacznie łatwiej się opasa niż odchowuje jałówki. Wolce zjedzą każdą paszę i nie występują u nich żadne schorzenia metaboliczne. Natomiast przy żywieniu jałówek trzeba uważać, żeby były w odpowiedniej kondycji warunkującej dobre wejście w rozród i tu żywienie niedojadami od krów nie ma racji bytu – wyjaśnił Grzegorz Rupiński.
Niższe przyrosty wolców w stosunku do buhajów to mit
Problem z zakupem jałowic cielnych odpowiedniej jakości hodowlanej w przypadku Emilii i Grzegorza Rupińskich oznacza powrót do odchowu cieliczek. Wiąże się z tym ograniczenie pogłowia krów, a także pod dużym znakiem zapytania stanie dalszy opas wolców. Jak będzie – czas pokaże. Jednocześnie zapytaliśmy hodowcę dlaczego tak chętnie opasa wolce, a nie buhajki, które są znacznie częściej spotykane w polskich gospodarstwach niż wolce.