Roboty skracają czas pracy przy krowach, ale nie eliminują jej zupełnie
– Nikt mi nie powie, że przy robocie udojowym nie ma pracy. Nic bardziej mylnego, bo zawsze którąś krowę trzeba podgonić do robota. Jednak przy doju automatycznym łatwiej jest zarządzać stadem. Wystarczy, że do obory przyjdzie żona lub mama i przez godzinę dziennie jest w stanie podgonić te sztuki, które do robota nie przyszły. Dla porównania, w oborze uwięziowej na dojarce przewodowej doiliśmy 60 krów, co zajmowało nam 3 godziny rano i 3 godziny wieczorem. Dój wykonywały co najmniej 2 osoby, a najlepiej jeśli były 3. Przy robotach mam znacznie więcej czasu na prace polowe – przyznał Paweł Nowicki dodając, że jedyny minus, jaki znajduje w doju automatycznym to wzrost kosztów produkcji. Jednak z drugiej strony robot eliminuje czynnik ludzki do minimum. To oznacza, że nie trzeba zatrudniać dodatkowych pracowników, co dziś graniczy z cudem. Nie ma chętnych do pracy przy tak ciężkim i obowiązkowym zajęciu, jakim jest dój krów.